Translate

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział V

Podłoga i łóżko było zasłane płatkami róż. Tak, jak się spodziewałam, Michaela przy mnie nie było. Ubrałam szlafrok, zeszłam do kuchni i zobaczyłam stół z goframi w kształcie serduszek, kakaem i świeczką na środku.
-Cały Michael- pomyślałam.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu w pasie i przyciąga do siebie.
-A co to? Moje słoneczko już wstało?
-Najwyraźniej mój Puchatku.
-Puchatku? Dlaczego tak?
-Bo on też miał swoje zapasy- poklepałam go po brzuchu żartobliwie.
Zaśmiał się. Chciałam wyjść z jego uścisku, ale on go tylko zacieśnił.
-Widzę, że Puchatka już się nie całuje na dzień dobry.
Cmoknęłam go w usta.
-Mogę już iść?- zapytałam.
-Teraz tak.
Usiadłam na krześle. Mike zajął miejsce naprzeciw mnie.
-Michael, a gdzie jest Janet?
-Ona wstaje bardzo wcześnie. Zjadła już i poszła do miasta.
-A te świeczki i gofry?
-A co? Nie można już swojej dziewczynie niespodzianki zrobić?- zapytał z uśmiechem.
-Czegoś oczekujesz?
-Możliwe.
Wstałam, podeszłam do niego zalotnie i usiadłam mu na kolanach.
-Hm. To wiedz, że na razie ci się to nie uda- szepnęłam mu do ucha.
Przycisnął mnie mocniej do siebie i teraz to on wyszeptał do mnie:
-Może jednak mam jakąś szansę?
-Nie sądzę.
Zaśmialiśmy się i wpił się w moje wargi. Nagle weszła Janet:
-Nie przeszkadzajcie sobie, w ogóle mnie tu nie ma!
Uśmiechnęliśmy się i zeszłam mu z kolan. Po śniadaniu zaczęliśmy ćwiczyć z Michaelem chodzenie bez kul. Szło mu nawet dobrze. Musiał się mnie trzymać, ale stawiał już pewne kroki.
-To nie ma sensu- opadł na kanapę- Już nigdy nie będę normalnie chodził.
Usiadłam obok.
-Jeżeli będziesz tak mówił, to na pewno. Nie łam się, damy sobie radę. Razem.
Spojrzał na mnie. Zaczął unosić się na rękach, a po chwili stał już na nogach. Stanęłam przed nim i wyciągnęłam ręce. Zrobił niepewny krok w moją stronę.
-Bardzo dobrze.
Następny. Szło mu coraz lepiej.
-O to chodzi. Powoli.
W końcu doszedł do miejsca, gdzie stałam. Radosny, przytulił mnie.
-Co ja bym bez ciebie zrobił, kocie?
-Pewnie siedziałbyś na kanapie, Puchatku.
-Jesteś moim aniołkiem. Dzięki tobie, może uda mi się chodzić.
Po chwili wtopił się w moje usta. Objęłam go za szyję, a on zaczął delikatnie podwijać moją koszulkę. Potem jego pocałunki przeniosły się na moją szyję i ramiona. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Jego oddech stał się cięższy i szybszy. Pociągnął mnie za sobą na kanapę i posadził na swoich kolanach. Zdjął moją bluzkę i rzucił ją na fotel obok. Przejechałam dłońmi po jego torsie i oplotłam jego kark ramionami. Westchnął cicho i pogłębił nasz pocałunek. Nagle rozległ się dzwonek.
-Kto, do cholery?!- zdenerwował się.
Pocałowałam go lekko na uspokojenie. Potem zeszłam z jego kolan i ubrałam koszulkę. On również zaczął zapinać swoją. Otworzył drzwi, a w nich stał zaprzyjaźniony listonosz Michaela.
-Cześć Mike. Nie w porę?
-Już trudno. Co dla mnie masz?
-Tylko list.
Wręczył mu kopertę i poszedł. Mike zamknął drzwi i otworzył list, wyciągając zawartość.
-Od kogo to?- zapytałam.
-Od mojego brata. Tito pisze, że jest na Hawajach.
-Coś jeszcze?
-W zasadzie to nie.
-To... - podeszłam do niego powoli, ruszając zalotnie biodrami- Na czym skończyliśmy?- złapałam go za kołnierzyk.
Michael uśmiechnął się, rzucił list na ziemię i objął mnie w pasie, zatapiając się w moich ustach. Potknęliśmy się i upadliśmy na kanapę. Zaśmiałam się, a Mike pogłaskał mnie po policzku. W końcu nadszedł wieczór. Byliśmy oboje w łóżku. Mike leżał na plecach, a ja na boku, podpierając głowę ręką. Głaskałam jego policzek.
-Kocham cię- odrzekł w pewnej chwili.
-Ja ciebie też, Puchatku.
Pocałowałam go delikatnie. Leżał w samych spodniach. Przejechałam dłonią po jego piersi. Nagle na łóżko, obok mnie, wskoczył Dżari. Zaśmiałam się i pogłaskałam go po karku.
-Zawsze musi nam ktoś przeszkodzić- powiedział rozbawiony Mike.
-To tylko tygrys. Bądź wyrozumiały.
-Jestem, ale moja cierpliwość też się kończy- wymruczał mi do ucha.
-Ciekawa jestem, jak to wygląda, kiedy ktoś przeciągnie strunę.
-Nie chcesz wiedzieć- szepnął mi do ucha.
-A co, jeśli tak?- zaśmiałam się i go pocałowałam.
Dżari nagle warknął i położył mi łapę na łydce. Odkleiłam się od Mika i podrapałam go za uchem.
-Chyba nie jest nam pisanie, żeby dzisiaj się migdalić- odrzekł.
-Najwyraźniej. Ktoś tu chyba jest zazdrosny- spojrzałam na tygrysa.
Zamruczał. Mike objął mnie ramieniem i zasnęliśmy. Następnego ranka obudziłam się z Michaelem u boku, ale również i z tygrysem. Wyszłam po cichu z łóżka, nie budząc żadnego i ubrana zeszłam na dół . Zaczęłam robić już kawę i myślałam nad czymś do jedzenia. Tylko nie miałam pojęcia co przygotować. Może jajecznicę ze szczypiorkiem. Tak, to będzie dobry pomysł. Właśnie leciała w radiu piosenka zespołu Nickelback "Lullaby". Pomyślałam, jak bardzo chcę mieć dziecko. Ale kobieta, która się cięła nie będzie dobrą matką. Poszczęściło mi się, że ktoś taki jak Michael w ogóle mnie pokochał. Ale on na mnie nie zasługuje. Powinien mieć kogoś, kto będzie odpowiedni dla jego pociech. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. W tej chwili do kuchni wszedł Dżari, a za nim Michael.
-Dzie...- urwał, bo zobaczył moje mokre policzki.
Podszedł do mnie, objął w pasie, przytulił i zapytał:
-Co się stało, kochanie?
Ścisnęłam w rękach jego koszulę i zaniosłam się szlochem.
-Ciiiii. No już. Powiedz, o co chodzi?
-No bo... no bo wiem, że chcesz mieć kiedyś dzieci. A ja nie będę dobrą matką. Zasługujesz na kogoś lepszego...
-O czym ty mówisz? Ja nie chcę nikogo innego w swoim życiu. Kocham tylko ciebie. I dlaczego sądzisz, że nie nadajesz się na rodzica?
-A która normalna kobieta się cięła i próbowała zabić?
-Ta, która jest dla mnie najważniejsza na świecie. Rose, damy sobie radę. Razem. Będziesz kiedyś świetną matką.
-Ty będziesz świetnym ojcem.
-Bardzo bym chciał. Ale to jeszcze nie teraz. Na razie zajmijmy się śniadaniem.
Po zjedzeniu posiłku, oglądaliśmy całą piątką film w salonie. Ja, Michael, Janet, Elisabeth i Dżari. Przez cały dzień myślałam o dzieciach. Nie dawałam po sobie poznać, że jestem zdołowana, chociaż Michael widział, że coś się dzieje.
-Wszystko gra?- zapytał.
-Tak, jasne.
-Wydajesz się jakaś smutna.
Złapałam jego dłoń.
-Nie, wszystko w porządku, Puchatku- uśmiechnęłam się.
-Na pewno?
-Tak. Nie ufasz mi?
-Ufam, jak nikomu innemu, ale martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Jestem dorosła i dam sobie radę.
-To my pójdziemy może do kuchni, a wy tu porozmawiajcie- powiedziała Elisabeth i, razem z Janet, wyszły.
-Może i jesteś dorosła, ale jestem za ciebie odpowiedzialny.
-Nie jesteś. Michael, kocham cię, ale nie możesz się o mnie, aż tak troszczyć.
-Zachowujesz się trochę, jak małe dziecko...
Do oczu napłynęły mi łzy.
-Przepraszam, ja nie chciałem tego powiedzieć...
Uciekłam na górę.
-Rose, zaczekaj!
Zamknęłam się w pokoju.
-Rose, tylko nie rób nic głupiego- błagał mnie pod drzwiami Mike.
Szlochałam cicho. Nagle coś błysnęło. Żyletka leżała koło szafki. Pewnie jej nie wyrzuciłam, ale teraz tego nie żałuję. Okej Rose. Szybka decyzja. Cięcie się, czy odstawienie tego. W końcu wybrałam...

1 komentarz:

  1. Rose się potnie, prawda? Ale będzie fajnie. MIke napewno się na nią wkurzy za to. :)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :D Powodzenia! pozdrawiam! M.

    OdpowiedzUsuń