Translate

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział IV

Podczas mojego spotkania z Axlem, zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Rose! Tu Elisabeth! Michael jest w szpitalu!
-W szpitalu?! Jak to?! Co się stało?!
-Miał wypadek, jak jechał do Michelle!
-Już jadę do niego.
Kiedy rozłączyłam się, Axl zapytał:
-Co się stało?
-Mike jest w szpitalu. Podwieziesz mnie?
-Jasne.
Wsiedliśmy do auta. Kiedy stanęliśmy przed jego salą, Axl złapał moją dłoń.
-Rose, chcę ci tylko powiedzieć, że ten miesiąc, który spędziliśmy razem, był najlepszym w moim życiu. Ale widzę, że kochasz Michaela... i chcę, żebyś była z nim szczęśliwa.
-Ale ja jestem szczęśliwa z tobą...
-Cieszy mnie to, ale ja ci się podobam. A kochasz Michaela. No, leć do niego. Powiedz mu, co czujesz.
Cmoknęłam go ostatni raz w usta i weszłam do sali. Usiadłam obok leżącego Mika.
-Cześć- powiedziałam.
-Cześć...
-Nie ma z tobą Michelle?
-Nie. Ona... zostawiła mnie...
-Dlaczego?
-Bo możliwe, że nie będę już tańczył, a ona uważa, że wtedy zakończę moją karierę i powiedziała, że nie chce być z takim kimś...
-Pusta suka. Jak ona mogła?
-Najwyraźniej nie byłem jej wart.
-Michael, żartujesz? Ona nie była warta ciebie.
-Dziękuję, że tak mówisz. A gdzie jest Axl?
-My... zerwaliśmy.
-Co? Dlaczego?
-Bo ja kocham ciebie.
Nachyliłam się nad nim i delikatnie pocałowałam. Poczułam, jak Mike kładzie mi rękę na plecach i przyciska do siebie. Nagle syknął z bólu.
-Przepraszam...
-Nic się nie stało.
Znowu mnie pocałował. Po chwili odkleiliśmy się od siebie. Pogłaskał mnie po policzku.
-Rose, ja muszę ci coś powiedzieć.
-Słucham.
-Też cię kocham.
Uśmiechnęłam się i przytknęłam swoje czoło do jego. Złapałam jego dłoń i ścisnęłam ją.
-Na razie będę chodził o kulach. Będę dla ciebie ciężarem.
-Nie będziesz. Nie jestem jak Michelle. Zostanę z tobą do końca świata.
-Ja... nie kochałem Michelle. Chciałem tylko, żebyś była zazdrosna...- powiedział ze skruchą.
-I byłam. Uwierz mi. Chciałam rozszarpać ją na kawałki.
-Dziękuję, że przy mnie jesteś.
Cmoknęłam go w czoło.
-I zawsze będę. Kocham cię- szepnęłam.
-Ja ciebie też.
Tydzień później wypisali Mika ze szpitala. Pojechaliśmy taksówką do domu. Pomogłam mu wyjść z auta z kulami i poszliśmy od razu do sypialni, żeby mógł odpocząć. Pospał jakieś dwie godziny i zszedł sam do kuchni. Robiłam właśnie z Elisabeth kolację. Podszedł do mnie powoli i cmoknął w policzek.
-Usiądź, zaraz będzie gotowe- uśmiechnęłam się do niego.
-Może wam pomóc?
-Nie trzeba. Damy sobie radę, a ty siadaj, bo rozmyślę się i nic nie zjesz.
-Mogę zawsze zjeść ciebie, ale nie powinno zaczynać się od deseru- odrzekł.
Zarumieniłam się. Po chwili podałam mu talerz z jedzeniem.
-Świetne- powiedział i pogłaskał moją dłoń.
Nadchodziła zima, a wraz z nią również i święta. Miałam trochę swoich oszczędności, które uzbierałam. Czas pomyśleć, co kupić Mikowi i Elisabeth. Elisabeth kupię nowy tomik jakiegoś romansidła. Gorzej z Michaelem. Co można sprezentować gwieździe muzyki? Poszłam więc do sklepu. Były tam rzeźby, obrazy, świeczniki, ale jedna rzecz najbardziej przykuła moją uwagę. Mała, grająca pozytywka. W środku znajdowało się duże serce z napisem "Zawsze przy tobie". To będzie idealne. Kupiłam więc ją i poszłam do domu. Od razu przy wejściu natknęłam się na Mika.
-Cześć słoneczko. Co tam masz?
Schowałam prezent za plecami.
-Nic takiego.
-Przecież widzę. Co to jest?
-Dowiesz się w swoim czasie.
Zaczął delikatnie muskać nosem moje ucho.
-Jestem cierpliwym człowiekiem, ale też mam swoje granice. Pamiętaj o tym- wymruczał zmysłowo.
-Pamiętam, a teraz wybacz, ale muszę iść.
-Gdzie?
-Do pokoju.
-Pójdę z tobą.
-Nie ma takiej potrzeby. Niedługo zejdę.
Zamknęłam się w sypialni i zaczęłam pakować prezent. Jeszcze dwa dni i Boże Narodzenie. Potem dokładnie go schowałam, żeby Mike go nie znalazł, i zeszłam na dół do salonu. Siedział tam i oglądał film. Zajęłam miejsce obok niego i przytuliłam się.
-Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie w stosunku do ciebie i Axla. Nie powinienem się wtrącać.
-Nic się nie stało. Rozumiem cię. Chciałeś dobrze.
-Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Kocham cię.
-Ja też cię kocham.
-Ech. Boję się tylko, że nie będę już mógł normalnie chodzić. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.
Złapałam jego twarz w dłonie i popatrzyłam mu w oczy:
-Michael. Nie jesteś i nigdy nie będziesz dla mnie ciężarem. Zawsze będę przy tobie, nieważne co się stanie.
Pocałowałam go delikatnie. Dwa dni później obudziłam się ze świątecznym humorem. Michaela nie było przy mnie w łóżku. Ubrałam więc szlafrok i zeszłam do kuchni. Robił właśnie śniadanie. Podrzucał naleśniki, kiedy mnie zobaczył.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Sam zszedłeś na dół?
-Tak. Jakoś mi się udało.
-Brawo, ale następnym razem powiedz, żebym ci pomogła.
-Nie chciałem cię budzić. Tak słodko spałaś.
-Może i tak, ale ty mogłeś spaść i połamać sobie kości.
-Ale jestem cały.
-Na szczęście.
Po chwili postawił mi przed nosem talerz pełen naleśników i z kulą usiadł naprzeciw mnie. Pod wieczór usiedliśmy we trójkę w salonie. Kominek płonął, a choinka świeciła. Wzięłam swoje prezenty i podałam Elisabeth. Kiedy zobaczyła książkę, zaniemówiła i od razu zaczęła czytać. Potem Mike zobaczył swój. Potarł małe pudełeczko dłonią i spojrzał na mnie. Otworzyłam mu je. Usłyszeliśmy ciche dzwoneczki, wygrywające melodię. Odłożył pozytywkę na stolik i złapał moją dłoń.
-Teraz moja kolej- uśmiechnął się.
Wyciągnął zza pleców malutkie pudełeczko. Otworzyłam je i ujrzałam wisiorek z napisem "M&R". Michael i Rose. Wyjął go.
-Mogę?
Odwróciłam się. Zapiął mi go na szyi.
-Mike, ja nie mogę go wziąć.
-To prezent. Proszę, przyjmij go. Zrób to dla mnie.
Uśmiechnęłam się.
-Jest piękny, dziękuję.
Przytuliłam go.
-Wesołych świąt- szepnął, nie wypuszczając mnie z objęć.
-Wesołych świąt, Mike. Dziękuję, że ze mną jesteś.
-To ja dziękuję. Zawsze byłem sam w święta. Wprowadziłaś do mojego serca ciepło i nadzieję.
-Michael?
-Tak?
-Możemy pójść nad strumień?
-Oczywiście.
Wzięłam pąk róży i wyszliśmy. Szliśmy na około, żeby Mikowi było łatwiej iść z kulą. Stanęliśmy nad strumykiem. Nie był zamarznięty na szczęście. Kucnęłam i położyłam na tafli zimnej wody, pączek kwiatu.
-Wesołych świąt mamo...
Przytuliłam się do Michaela i patrzyłam, jak odpływa.
-Chciałabym, żeby tu była... Mam jej tyle rzeczy do powiedzenia...
-Współczuję ci. Pamiętaj, że zawsze masz mnie.
Spojrzałam mu w oczy.
-Wiem. I jestem ci za to wdzięczna. Ech... wracajmy już. Robi się coraz zimniej.
Złapaliśmy się za ręce i wróciliśmy do domu. Wzięłam prysznic i położyłam się obok Mika. Przytulił mnie mocno do siebie i głaskał po włosach.
-Może chciałabyś, żeby moja siostra jutro do nas wpadła?
-Siostra?
-Tak. Janet jest niedaleko i mówi, że może przyjść, jeżeli będziemy chcieli.
-Jasne. Chętnie ją poznam.
-Ona ciebie też. Ostatnio przez dwie godziny nawijała mi przez telefon, że chce cię w końcu zobaczyć, porozmawiać i czegoś się o tobie dowiedzieć. Jest bardzo przyjacielska. Łatwo się jej nie pozbędziesz.
-Chyba nie będzie takiej potrzeby.
-Mam nadzieję- zaśmiał się.
Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich miłość. Uczucie, które było dla mnie tak bardzo obce. Nareszcie mogłam go doświadczyć. Cieszyłam się, że mam kogoś bliskiego, kto może mnie podnieść na duchu. W końcu zasnęliśmy. Rano otworzyłam oczy i spojrzałam na Mika. Przyglądał mi się uważnie.
-Dlaczego się tak patrzysz?
-Bo zastanawiam się, jak to możliwe, że leżę koło anioła.
Zaśmiałam się i usiadłam na łóżku.
-Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
-To raczej niemożliwe. Rzadko się mylę.
Poszłam do łazienki, umalowałam się i odświeżyłam się, po czym wyszłam i ubrałam czarną koszulkę z wilkiem, jeansy i trampki. Weszłam potem do sypialni i, ubranemu już Michaelowi, pomogłam zejść na dół. Usiadł w salonie, a ja zrobiłam nam gorącą czekoladę. On już swoją dawno wypił, ja jeszcze kończyłam. Miałam na twarzy smugi, po napoju. Szczególnie w kącikach ust.
-Poczekaj, tylko umyję twarz- powiedziałam.
-Znam lepszy sposób.
Ujął mój podbródek i zaczął całować kąciki moich ust. Potem pogłębił pocałunek. Położyłam się na plecach, a on zawisnął nade mną, nie przerywając tej chwili.
-Słodko smakujesz- wyszeptał mi do ucha.
Ścisnęłam materiał jego koszuli na piersi i spojrzałam mu w oczy. Znowu mnie pocałował. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstaliśmy, żeby otworzyć. Zaczęłam się śmiać.
-O co chodzi?- zapytał Mike.
Miał na twarzy ślady po mojej szmince.
-Spójrz w lustro!- nie mogłam powstrzymać chichotu.
Znowu dzwonek.
-No trudno. Może najpierw jej otwórzmy?- zaproponował.
Złapał mnie za rękę i pokulał do drzwi. Stała w nich siostra Michaela - Janet. Zmierzyła go wzrokiem i odrzekła z uśmiechem:
-Przyszłam w nieodpowiednim momencie?
Mike otarł swoje usta, ubrudzone moją szminką, i odrzekł:
-Ależ skąd. Wejdź.
Janet weszła, położyła bagaże na ziemi i przywitała się ze mną.
-Janet Jackson, miło mi.
-Rose Morgan. Wzajemnie.
Chwilę później podszedł do nas Michael. Objął mnie jedną ręką w pasie i odrzekł:
-No, widzę, że się poznałyście. To może ja ci pokażę pokój, Janet. Chodź za mną.
Usiadłam sobie spokojnie na kanapie, kiedy oni szukali dla niej sypialni. Wydawała się bardzo miła. Cały dzień rozmawiałyśmy, aż nadszedł wieczór. Usnęłam w ramionach Michaela. Kiedy rano otworzyłam oczy, zobaczyłam coś bardzo interesującego...

2 komentarze:

  1. Ty ośmielasz się przestać pisać?! Na przyszłość nie pobudzaj czyjejś ciekawości na sam koniec rozdziału, jeżeli zamierzasz zrobić dłuższą przerwę! :D Piękne to. <3
    Powodzenia. M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny rozdział !! <33

    OdpowiedzUsuń