Translate

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział X

Stał tam Jake. Mój były chłopak jeszcze za czasów mojej włóczegi po świecie. Zaopiekowal się mną wtedy. Po jakimś czasie byliśmy razem. Zostawiłam go, bo był niesłowny i popadał w złe towarzystwo. 
-Jake? To ty?
-Owszem. Nie cieszysz się że mnie widzisz?
-Popadłeś w nałogi. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. 
-Ale ja cię dalej kocham...
Kiedy Mike to usłyszał, to myślałam że wybuchnie. Zrobił się czerwony, zmarszczył brwi i energicznie podszedł do Jake'a. 
-Rose jest teraz moja! Nie masz prawa nawet tak mowić, a jeżeli zamieszasz jej w głowie lub coś jej zrobisz, to ukręcę ci łeb! ZROZUMIAŁEŚ?!
Przerażony Jake patrzył na niego wielkimi oczami. Nic nie powiedział, tylko stał osłupialy. 
-Pytałem, czy zrozumiałeś?- powtórzył groźnie, lecz ciszej Mike. 
Mój były chłopak pokiwał głową. 
-Świetnie. Więc mam nadzieję, że nie bedziesz wchodził nam w drogę. A teraz spadaj stąd, zanim skopię ci tyłek!- ryknął. 
Mike był od niego sporo wyższy i lepiej zbudowany. Jake był chudy i słaby. Michael, dzieki tancowi, miał wyrzeźbione mięśnie, wiec bez problemu mógłby rozłożyć go na łopatki. Ale znałam jego naturę i wiedziałam, że Mike tylko tak mówi. Jego kultura i charakter były sprzeczne z bójkami. Jake uciekł w popłochu. Złapałam Michaela pod ramię i powiedziałam:
-Nie podoba mi się, jak się odgrażałeś.  
-Nie powinien mnie prowokować. 
-Wcale nie sprowokował. 
-Powiedział, że cię kocha. W moim towarzystwie. 
-To nie była prowokacja, tylko wyznanie. 
-Dobra. Nie chce mi się o tym gadać. 
Pojechaliśmy do domu. Mike przez resztę dnia był nie w sosie. Wieczorem, leżał plecami do mnie. Położyłam się i objęłam go ramieniem. Zaczęłam całować jego szyję i ramiona. Chciałam poprawić mu trochę humor. 
-Kochanie- powiedziałam uwodzicielskim tonem- nie sądzisz, że jeszcze za wcześnie na spanie?
-Jestem zmęczony. Daj mi spać. 
Oj, niedobrze. Nigdy taki nie był. Widać było, że jest zły za tamtą sytuację. 
-Jesteś zły?
Nastąpiła chwila ciszy. Wstałam i podeszłam do okna. Stałam tak z piętnaście minut. Z oczu pociekły mi łzy. Nagle poczułam ucisk na brzuchu. 
-Przepraszam skarbie. 
-Już mnie nie kochasz...
-Kocham. Ja nie chciałem, żebyś tak to odebrała. 
-Zignorowałeś mnie. Jak miałam to niby zinterpretować?
-Nie mam przez niego humoru. Ten Jake działa mi na nerwy. Boje się, że do niego wrócisz. 
-Ale ja go nie kocham. Nie musisz się martwić, że cię zostawię. 
-Przepraszam- pocałował mnie w ramię- Chodź już. Nie mogę spać, kiedy jesteś daleko. 
-Ale obiecaj mi jedną rzecz. 
-Jaką?
-Że bedziesz mi ufał i mówił o tym, co cię martwi. 
-Obiecuję kotku. A teraz już chodź. 
Położyliśmy się do łóżka. Nie mieliśmy humoru na harce. Zasnęłam bardzo szybko. Byłam zmęczona po tym incydencie z Jakiem. Rano obudziłam się w ramionach mojego chłopaka. Tulił mnie do siebie i głaskał po włosach. 
-Dzień dobry skarbie- powiedziałam. 
-Hmm? O, cześć kotku. Już się obudziłaś?
-Najwyraźniej. O czym myślałeś?
Chwila ciszy. 
-O niczym ważnym. Gotowa na śniadanie?
-Jasne. Ale jeżeli ty je zrobisz. 
-Nie ma sprawy. 
Wstaliśmy i ubraliśmy się, po czym poszliśmy do kuchni. Mike był cały czas zamyślony i czułam się odtrącona na drugi plan. 
-Michael, musimy porozmawiać. 
-Powiedziałaś "Michael". Czyli to coś poważnego. 
-Cały czas jesteś gdzieś indziej. Czuję się nieważna. Co się z tobą dzieję?
Po chwili spojrzał na mnie. 
-Hm? Mówiłaś coś?
-Michael! Mam już dość! Czujesz do mnie coś jeszcze?!
-Oczywiście, że tak. Kocham cię najmocniej na świecie. 
-Jakoś tego nie widzę... 
Wybiegłam z domu zapłakana. On mnie już chyba nie chce. To wszytko przez Jake'a. Gdyby się nie pojawił... Albo chociaż nie odezwał... To wszystko byłoby dobrze. Kiedy wróciłam do domu, Michaela nie było. Sam i Janet siedziały w kuchni. 
-A gdzie Mike?- zapytała Sam. 
-Odchodzę...
-Słucham?
-Odchodzę.
-Jak to? Co się stało? 
-Nic... Jadę do Hollywood. Tylko nie mówcie Mikowi. Nie chcę, żeby mnie szukał...
-Pokłóciliście się?
-Coś w tym rodzaju... Spakuję tylko swoje rzeczy. 
Sam mnie nie zatrzymała. Wiedziała, że i tak zrobię po swojemu. Spakowałam wszystko do plecaka i miałam zamiar wyjść. Nagle w drzwiach pojawił się Mike. 
-Co ty robisz?
-Wyjeżdżam. 
-Słucham?! Nie pozwolę ci wyjechać. 
-Nie zwracasz na mnie uwagi, jesteś w innym świecie i w ogóle mnie nie słuchasz. 
Złapał moja twarz w dłonie i przytknal swoje czoło do mojego. 
-Kochanie. Przepraszam cię. Zmienię się, tylko mnie nie zostawiaj. Nie znowu. 
Patrzyłam na niego chwilę. Pogłaskałam go po policzku. 
-Proszę...
Zobaczyłam łzy w jego oczach. 
-Kotku... Jeżeli nie ufasz mi, to powiedz. 
-Dlaczego tak sądzisz?
-Widzę, że ciągle o czymś myślisz. Powiesz mi o czym?
Po chwili milczenia, Mike powiedział:
-Tak, ale poczekaj tu chwilę.  
Poszedł do gościnnego pokoju. Kiedy wrócił, niósł na rękach małego owczarka. 
-To przez tego malucha jestem taki nieobecny. 
-Skąd go masz?
-Kupiłem. Dla ciebie. Miałem ci go dać dopiero pózniej, ale... okoliczności sprawiły inaczej. Proszę. 
Podał mi pieska. Przytulilam się do Mika i powiedziałam:
-Przepraszam. Zachowałam się jak idiotka. 
-Wcale nie. Rozumiem to, że byłaś zła. Powinienem zwracać na ciebie więcej uwagi- głaskał mnie po plecach- Kocham cię. 
-Ja ciebie też. 
Mike wziął ode mnie pieska i postawił na ziemi. Zdjął plecak z moich ramion i powiedział:
-To co? On już chyba nie będzie nam potrzeby? 
-Chyba nie- zarzucilam mu ramiona na szyję. 
Michael podniósł mnie do góry i zaniósł do sypialni. Zaczął mnie całować. 
-Ty wariacie- zaśmiałam się. 
-Twój wariacie. 
Na szczęście nie zdążyliśmy się rozebrać, bo wszedł ktoś nieoczekiwany.
-Oj, wybaczcie. 
-Janet?
-Owszem braciszku. Chyba przeszkadzam. 
-Nie- odrzekłam- właśnie miałam iść do kuchni pomóc Sam. 
Następnego dnia poszłam z Mikiem do centrum. 
-Misiu. Muszę jeszcze zajść po nowy stanik. 
-Jak dla mnie możesz chodzić bez. 
-Jak dla ciebie. Mi jest niewygodne. 
Wybrałam parę modeli i weszłam do przebieralni. Kiedy założyłam pierwszy, wyjżałam głową zza zasłony w poszukiwaniu Mika. 
-Michael...- szepnęłam. 
-Tak? 
-Chodź tu. 
Wszedł do mnie do przymierzalni. 
-I jak?
-Ładny. Ale...
-Ale?
Przycisnął mnie do ściany i zaczął całować moją szyję. 
-Co ty wyprawiasz?
-To twoja wina. Nie trzeba było mnie tu zapraszać.
-Jesteś potworny. 
-Wiem. 
Nagle poczułam, jak jego ręce odpinaja mój stanik. 
-Michael!
-Spokojnie. Jesteśmy za zasłoną.  
-Ale w sklepie. W domu rozumiem, ale tu nie. Przestań już- zaśmiałam się- Proszę. 
-No dobrze. Ale tylko dlatego,że ładnie prosisz. 
Pocałował mnie ostatni raz i wyszedł. W końcu wybrałam trzy staniki i wróciliśmy do domu. Wieczorem Mike leżał na łóżku w piżamie opierając się o wezgłowie. Usiadłam okrakiem na jego podbrzuszu. Zaczęłam go całować. 
-Co ty robisz?- zapytał uśmiechnięty. 
-Nic. Tylko cię całuję. Nie podoba ci się?
-Podoba- przycisnął mnie do siebie. 
Michael zdjął swoją koszulkę i powoli zaczął podwijać moją. W końcu i ja zostałam bez niej. Pogładził ramiączko mojego stanika. 
-To ten nowy?
Pokiwałam głową. 
-Ładny. Ale teraz go nie potrzebujemy. 
Znow zatonął w moich ustach i zaczął go powoli rozpinać. Po trzech godzinach, wtuliłam się w niego. Głaskał mnie delikatnie po plecach. 
-Już zdecydowałaś, jak nazwiesz tego psiaka?
-Myślałam o Nathanie. 
-Podoba mi się. 
Nagle Nathan wskoczył między nas. Zaśmialiśmy się i Mike położył go sobie na brzuchu. 
-Co maluszku?- polizał go po nosie, machając ogonkiem- Ej, wystarczy tych całusów. 
-To słodkie- zaśmiałam się. 
-Tak? To teraz twoja kolej. 
Podał mi go. Nathan zaczął radośnie lizać mnie po twarzy. 
-Dobrze. Już starczy. 
Położyłam go na ziemi. 
-Nie dam ci już buziaka- powiedziałam do Mika. 
-A ja tobie owszem. 
Złapał mój podbródek i zaczął całować. 
-Mike, wystarczy. Czas spać. 
Przytulił mnie mocno i powiedział:
-Dobranoc skarbie. 
Następnego dnia przy śniadaniu powiedziałam:
-Może pójdziemy dzisiaj do kina?
-Jasne, a na co?
-Grają polski film wojenny. "Powstanie Warszawskie". 
-O, no to super. Zawsze chciałem się czegoś dowiedzieć o tym kraju. 
Pojechaliśmy więc do kina. Film zaczął się niewinnie. Weseli ludzie, sklepy, ulice... Nagle wszystko się zmieniło. Na Warszawę zaczęły spadać bomby i słychać było strzały. Stosy martwych ludzi pod gruzami budynków. Mike zaczął płakać. Przytuliłam go. Wtulił twarz w moje ramię i cicho szlochał. Po filmie szliśmy przez park. Miał takie smutne oczy. Ścisnęłam mocniej jego dłoń. 
-Wszystko w porządku?
-Ja... Nie mogę uwierzyć... Ci ludzie... Ich rodziny, przyjaciele... Widziałem ich ciała. Boże...
-Mike, spokojnie. To było dawno temu- złapałam jego twarz w dłonie- Już tego nie ma. 
-Ale było... A co, gdybyśmy my tam byli? Gdybym cię stracił... Jezu... Nawet nie chcę o tym myśleć. 
-To nie myśl. Jestem z tobą i czuję się świetnie. 
Przytulił mnie mocno. 
-Kocham cię. 
-Ja ciebie też. Ale w domu czeka na ciebie niespodzianka. 
-Naprawdę? Jaka?
-Jakbym ci powiedziała, to wszystko bym zepsuła. 
-No to na co czekamy? Lecimy do domu!- powiedział ucieszony jak dziecko. Kiedy pokazałam mu prezent, zaniemówił...

3 komentarze:

  1. Super ;333
    Masz komentarz i się udław xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże,to było dla żartów xD hahahahah ale dzieki

      Usuń
  2. Fajnie. Pisz dalej. Przepraszam, że dopiero teraz pisze i że taki krótki. Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń