Obudziłam się obok Michaela. Obejmował mnie w pasie i za żadne skarby nie mogłam się wydostać z jego uścisku.
-Już chcesz mi uciec?- zapytał zaspany.
-Śpij kochanie. Ja już wstanę i pójdę pod prysznic.
-Mam iść z tobą?- uśmiechnął się.
-Hmm... Może jak już, to wieczorem.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Zamknęłam się w łazience i weszłam do kabiny. Woda delikatnie masowała moje obolałe plecy. Namydliłam się płynem kokosowym, spłukałam go i wyszłam. Michael właśnie wybierał koszulę.
-Jak myślisz? Niebieska czy czerwona?- zapytał, wyciągając obie z szafy.
-Hmmm. Chyba raczej niebieska.
Jeszcze raz spojrzał na obie, po czym schował czerwoną. Potem poczułam jak obejmuje mnie w pasie od tyłu.
-Co ja bym bez ciebie zrobił?- wymruczał w moją szyję.
-Pewnie założyłbyś wszystko nie do pary i nie pod kolor.
-Aż tak we mnie wątpisz?
-Nie wątpię. Tylko przypuszczam- zaśmiałam się.
-Mojego kotka trzeba nauczyć pokory!
Mike zaczął mnie łaskotać. Upadłam na łóżko. Michael wisiał nade mną. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, po czym się pocałowaliśmy. Zapomnieliśmy o całym Bożym świecie. Nagle usłyszeliśmy:
-Michael! Rose! Śniadanie!
-Chyba warto by pójść- szepnęłam do niego.
-Dobrze ale pamiętaj, co mi dzisiaj obiecałaś.
-Pamiętam. A ty myślisz już tylko o tym.
-Jestem facetem. A poza tym mam najseksowniejsza dziewczynę na świecie.
Rzuciłam mu znaczące spojrzenie i wstałam. Zeszliśmy na dół do kuchni.
-Jak się spało?- zapytała Janet.
-Dobrze- odrzekłam.
-Dziś na śniadanie jajecznica.
-A dla Dżariego?
-Mięso. Standardowo.
Zamruczał.
-Dzisiaj wieczorem ubierz się ładnie- powiedział Michael.
-Idziemy gdzieś?
-Owszem.
-A powiesz mi gdzie?
-Zobaczysz kotku. Wszystko w swoim czasie.
Cały dzień czekałam na wieczór. Ubrałam się w sukienkę i zeszłam na dół. Mike czekał na mnie w salonie. Miał na sobie garnitur.
-Wyglądasz olśniewająco.
-Dziękuje. Ty również.
-Gotowa?
-Tak- złapałam go pod ramię i weszliśmy do auta. Mike zabrał nas do restauracji. Sala była pusta.
-Zarezerwowałeś całą salę?
-Tak. Chciałem żeby ten wieczór był wyjątkowy.
Odsunął przede mną krzesło i usiadł naprzeciwko. Złapał moja dłoń i głaskał ja kciukiem.
-Co zamawiasz?
-Poproszę sałatkę.
-A ja... -zamyślił się- rybę.
Kelner przyjął zamówienia i odszedł.
-Postarałeś się.
-Ciesze się ze ci się podoba.
Zjedliśmy spokojnie kolację, wypiliśmy szampana i potańczyliśmy. Pod wieczór, kiedy wróciliśmy, szłam wziąć prysznic.
-Pamiętasz co mi obiecałaś?
-Pamiętam. Więc chodź- zachęciłam go zalotnie palcem.
Mike podreptał za mną do łazienki. Rozebraliśmy się i weszliśmy do kabiny. Puściłam wodę. Tak jak się spodziewałam, Michael zaczął całować moje ramiona, szyję i barki.
-Mike. Mieliśmy się tylko wykąpać.
-To twoja wina. Ty mnie tak kusisz.
-Mogę wyjść, jeżeli ci przeszkadzam.
-Nawet tak nie myśl. Jesteś dla mnie najważniejsza i chcę twojego szczęścia. Nawet nie wiesz jak cię kocham.
-Ja tez cię kocham. Ale... jesteś pewien co do mnie?
-Kotku- złapał moją twarz w dłonie- Niczego w życiu nie byłem tak pewien jak tego, ze chce spędzić z tobą resztę życia.
-Nie boisz się, ze je sobie tylko zepsujesz?
-Jak mogę to zrobić, skoro spędzę je z ukochaną osobą?
W tej chwili poczułam ucisk na ustach. Całował mnie bardzo delikatnie. Chciał w ten sposób pokazać mi, ze jest gotowy na trwanie w naszym związku. W końcu odsunął się ode mnie, uśmiechnął i przytulił. Potem wyszliśmy z pod prysznica. Wytarliśmy się i położyliśmy do łóżka. Ułożyłam głowę na jego piersi i delikatnie go po niej głaskałam.
-Kocham cię, wiesz?- powiedziałam.
-Taką mam nadzieję. Ja ciebie też.
-Dobranoc Mike.
-Dobranoc króliczku.
-Dobranoc Mike.
-Dobranoc króliczku.
Z samego rana postanowiłam z Michaelem wybrać się do sklepu, żeby kupić mu koszule. W drodze zaczęło lecieć "I'll be there".
-O Boże. Tylko nie to- zaśmiał się.
-Czemu? Miałeś wtedy taki słodki głosik.
-Nie chce tego słuchać- już miał zmienić stacje, kiedy powstrzymałam go.
-Jeżeli to zrobisz, to będziesz spał tej nocy sam w salonie.
-To groźba?
-Żebyś wiedział.
-To jest karalne.
-W takim razie będziesz odwiedzał swoją dziewczynę w więzieniu.
-Dobra, wygrałaś.
-A utrzymujesz jeszcze kontakt z braćmi?
-Tak. Ale rzadko ze sobą rozmawiamy.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Każdy układa sobie życie po swojemu. Mój ojciec Joseph był wściekły, że odszedłem z zespołu. Zlał mnie wtedy i to nieźle.
-Zrobił ci coś?
-Sporo siniaków, rozcięta warga i rana na dole brzucha.
Uniosłam lekko jego koszulkę. Zauważyłam małą podłużną bliznę. Delikatnie jej dotknęłam.
-Boli cię?
-Już nie.
-Współczuje ci kochanie.
Uśmiechnął się do mnie, złapał za rękę i powiedział:
-E tam. Teraz mam ciebie. Warto było cierpieć.
-Jeżeli bym mogła, to zamieniłabym się z tobą miejscami.
-Nie pozwoliłbym na to. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie.
-Często cię bił?
Przez chwile nie odpowiadał. Patrzył z kamienną twarzą przed siebie. Po chwili odrzekł:
-Tak. Dość często. Wymagał ode mnie najwięcej i ja najwięcej obrywałem. Był tyranem.
Kiedy zobaczył moją minę, dodał:
-Ale spokojnie. Nie będzie się opiekował naszymi dziećmi.
-Dziećmi?
-Tak. No chyba, że nie chcesz ich ze mną mieć.
-Chce. Ale... ja jako matka? Jesteś pewien?
Pocałował mnie w czoło i opowiedział:
-Jak nigdy dotąd. Nigdy nie zostawię ich pod opieką Josepha. Jak już to moja mama albo La Toya, lub Janet mogą się nimi zająć.
-Ufam twojej siostrze, ale La Toyi nie znam. Twojej mamy z resztą też.
-Spokojnie. Niedługo was poznam. No, to jesteśmy.
Mike otworzył mi drzwi auta i wyszliśmy. Zaczęliśmy przebierać koszule w poszukiwaniu koloru i rozmiaru.
-A ta?- zapytałam, pokazując mu zieloną.
-Nie podoba mi się. Kolor mi nie pasuje.
-Francuski Piesek- mruknęłam pod nosem odwieszając ją.
-Mówiłaś coś?- zapytał.
-Ja? Nieee...
Złapał mnie w pasie, odwrócił i przyciągnął do siebie.
-Już ja ci dam Francuskiego Pieska.
Zaczął mnie łaskotać.
-Mike! My jesteśmy w sklepie!- powiedziałam.
-Dobra, tym razem ci odpuszczę. Ale masz być grzeczna- pogroził mi palcem.
-Nie możesz mi rozkazywać.
-Mogę. Jestem twoim chłopakiem...
-Właśnie. Chłopakiem, a nie ojcem.
-Ale...
-Żadnego "ale". Nie masz nade mną władzy i koniec.
Westchnął i podreptał za mną do następnej półki z koszulami. W końcu udało nam się wybrać siedem nowych. Dwie białe, jedną czerwoną, dwie czarne i dwie błękitne. Kiedy wychodziliśmy, usłyszałam za plecami:
-Widzę, że dane nam było spotkanie po latach.
Odwróciłam się powoli. Zrobiłam wielkie oczy.
-To ty...?
-Ufam twojej siostrze, ale La Toyi nie znam. Twojej mamy z resztą też.
-Spokojnie. Niedługo was poznam. No, to jesteśmy.
Mike otworzył mi drzwi auta i wyszliśmy. Zaczęliśmy przebierać koszule w poszukiwaniu koloru i rozmiaru.
-A ta?- zapytałam, pokazując mu zieloną.
-Nie podoba mi się. Kolor mi nie pasuje.
-Francuski Piesek- mruknęłam pod nosem odwieszając ją.
-Mówiłaś coś?- zapytał.
-Ja? Nieee...
Złapał mnie w pasie, odwrócił i przyciągnął do siebie.
-Już ja ci dam Francuskiego Pieska.
Zaczął mnie łaskotać.
-Mike! My jesteśmy w sklepie!- powiedziałam.
-Dobra, tym razem ci odpuszczę. Ale masz być grzeczna- pogroził mi palcem.
-Nie możesz mi rozkazywać.
-Mogę. Jestem twoim chłopakiem...
-Właśnie. Chłopakiem, a nie ojcem.
-Ale...
-Żadnego "ale". Nie masz nade mną władzy i koniec.
Westchnął i podreptał za mną do następnej półki z koszulami. W końcu udało nam się wybrać siedem nowych. Dwie białe, jedną czerwoną, dwie czarne i dwie błękitne. Kiedy wychodziliśmy, usłyszałam za plecami:
-Widzę, że dane nam było spotkanie po latach.
Odwróciłam się powoli. Zrobiłam wielkie oczy.
-To ty...?
Kto to jest?!! kto? Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdzialu. Pisz szybciej.. :D
OdpowiedzUsuńRozdział- niesamowicie mi się podobał :D
Pozdrawiam M. :)
Cudo, a jednak znalazłaś siłę. Gratuluję. Jesteś Mega!
OdpowiedzUsuńBez przesady. Napisałam, bo akurat miałam pomysł, ale czuję, że zaczynają mi się powoli kończyć ;-;
Usuń