Translate

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział IX

Obudziłam się obok Michaela. Obejmował mnie w pasie i za żadne skarby nie mogłam się wydostać z jego uścisku.
-Już chcesz mi uciec?- zapytał zaspany.
-Śpij kochanie. Ja już wstanę i pójdę pod prysznic.
-Mam iść z tobą?- uśmiechnął się.
-Hmm... Może jak już, to wieczorem.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Zamknęłam się w łazience i weszłam do kabiny. Woda delikatnie masowała moje obolałe plecy. Namydliłam się płynem kokosowym, spłukałam go i wyszłam. Michael właśnie wybierał koszulę. 
-Jak myślisz? Niebieska czy czerwona?- zapytał, wyciągając obie z szafy. 
-Hmmm. Chyba raczej niebieska. 
Jeszcze raz spojrzał na obie, po czym schował czerwoną. Potem poczułam jak obejmuje mnie w pasie od tyłu. 
-Co ja bym bez ciebie zrobił?- wymruczał w moją szyję. 
-Pewnie założyłbyś wszystko nie do pary i nie pod kolor. 
-Aż tak we mnie wątpisz?
-Nie wątpię. Tylko przypuszczam- zaśmiałam się. 
-Mojego kotka trzeba nauczyć pokory!
Mike zaczął mnie łaskotać. Upadłam na łóżko. Michael wisiał nade mną. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, po czym się pocałowaliśmy. Zapomnieliśmy o całym Bożym świecie. Nagle usłyszeliśmy:
-Michael! Rose! Śniadanie!
-Chyba warto by pójść- szepnęłam do niego. 
-Dobrze ale pamiętaj, co mi dzisiaj obiecałaś. 
-Pamiętam. A ty myślisz już tylko o tym. 
-Jestem facetem. A poza tym mam najseksowniejsza dziewczynę na świecie. 
Rzuciłam mu znaczące spojrzenie i wstałam. Zeszliśmy na dół do kuchni. 
-Jak się spało?- zapytała Janet. 
-Dobrze- odrzekłam.
-Dziś na śniadanie jajecznica. 
-A dla Dżariego?
-Mięso. Standardowo. 
Zamruczał. 
-Dzisiaj wieczorem ubierz się ładnie- powiedział Michael. 
-Idziemy gdzieś?
-Owszem.  
-A powiesz mi gdzie?
-Zobaczysz kotku. Wszystko w swoim czasie. 
Cały dzień czekałam na wieczór. Ubrałam się w sukienkę i zeszłam na dół. Mike czekał na mnie w salonie. Miał na sobie garnitur. 
-Wyglądasz olśniewająco. 
-Dziękuje. Ty również. 
-Gotowa?
-Tak- złapałam go pod ramię i weszliśmy do auta. Mike zabrał nas do restauracji. Sala była pusta. 
-Zarezerwowałeś całą salę?
-Tak. Chciałem żeby ten wieczór był wyjątkowy. 
Odsunął przede mną krzesło i usiadł naprzeciwko. Złapał moja dłoń i głaskał ja kciukiem. 
-Co zamawiasz?
-Poproszę sałatkę.
-A ja... -zamyślił się- rybę. 
Kelner przyjął zamówienia i odszedł. 
-Postarałeś się. 
-Ciesze się ze ci się podoba. 
Zjedliśmy spokojnie kolację, wypiliśmy szampana i potańczyliśmy. Pod wieczór, kiedy wróciliśmy, szłam wziąć prysznic. 
-Pamiętasz co mi obiecałaś?
-Pamiętam. Więc chodź- zachęciłam go zalotnie palcem. 
Mike podreptał za mną do łazienki. Rozebraliśmy się i weszliśmy do kabiny. Puściłam wodę. Tak jak się spodziewałam, Michael zaczął całować moje ramiona, szyję i barki. 
-Mike. Mieliśmy się tylko wykąpać. 
-To twoja wina. Ty mnie tak kusisz. 
-Mogę wyjść, jeżeli ci przeszkadzam.  
-Nawet tak nie myśl. Jesteś dla mnie najważniejsza i chcę twojego szczęścia. Nawet nie wiesz jak cię kocham.  
-Ja tez cię kocham. Ale... jesteś pewien co do mnie?
-Kotku- złapał moją twarz w dłonie- Niczego w życiu nie byłem tak pewien jak tego, ze chce spędzić z tobą resztę życia. 
-Nie boisz się, ze je sobie tylko zepsujesz?
-Jak mogę to zrobić, skoro spędzę je z ukochaną osobą?
W tej chwili poczułam ucisk na ustach. Całował mnie bardzo delikatnie. Chciał w ten sposób pokazać mi, ze jest gotowy na trwanie w naszym związku. W końcu odsunął się ode mnie, uśmiechnął i przytulił. Potem wyszliśmy z pod prysznica. Wytarliśmy się i położyliśmy do łóżka. Ułożyłam głowę na jego piersi i delikatnie go po niej głaskałam. 
-Kocham cię, wiesz?- powiedziałam. 
-Taką mam nadzieję. Ja ciebie też.
-Dobranoc Mike.
-Dobranoc króliczku. 
Z samego rana postanowiłam z Michaelem wybrać się do sklepu, żeby kupić mu koszule. W drodze zaczęło lecieć "I'll be there". 
-O Boże. Tylko nie to- zaśmiał się. 
-Czemu? Miałeś wtedy taki słodki głosik. 
-Nie chce tego słuchać- już miał zmienić stacje, kiedy powstrzymałam go. 
-Jeżeli to zrobisz, to będziesz spał tej nocy sam w salonie. 
-To groźba?
-Żebyś wiedział. 
-To jest karalne. 
-W takim razie będziesz odwiedzał swoją dziewczynę w więzieniu. 
-Dobra, wygrałaś. 
-A utrzymujesz jeszcze kontakt z braćmi?
-Tak. Ale rzadko ze sobą rozmawiamy. 
-Dlaczego?
-Nie wiem. Każdy układa sobie życie po swojemu. Mój ojciec Joseph był wściekły, że odszedłem z zespołu. Zlał mnie wtedy i to nieźle. 
-Zrobił ci coś?
-Sporo siniaków, rozcięta warga i rana na dole brzucha. 
Uniosłam lekko jego koszulkę. Zauważyłam małą podłużną bliznę. Delikatnie jej dotknęłam. 
-Boli cię?
-Już nie. 
-Współczuje ci kochanie. 
Uśmiechnął się do mnie, złapał za rękę i powiedział:
-E tam. Teraz mam ciebie. Warto było cierpieć. 
-Jeżeli bym mogła, to zamieniłabym się z tobą miejscami. 
-Nie pozwoliłbym na to. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. 
-Często cię bił?
Przez chwile nie odpowiadał. Patrzył z kamienną twarzą przed siebie. Po chwili odrzekł:
-Tak. Dość często. Wymagał ode mnie najwięcej i ja najwięcej obrywałem. Był tyranem. 
Kiedy zobaczył moją minę, dodał:
-Ale spokojnie. Nie będzie się opiekował naszymi dziećmi. 
-Dziećmi?
-Tak. No chyba, że nie chcesz ich ze mną mieć. 
-Chce. Ale... ja jako matka? Jesteś pewien?
Pocałował mnie w czoło i opowiedział:
-Jak nigdy dotąd. Nigdy nie zostawię ich pod opieką Josepha. Jak już to moja mama albo La Toya, lub Janet mogą się nimi zająć.
-Ufam twojej siostrze, ale La Toyi nie znam. Twojej mamy z resztą też.
-Spokojnie. Niedługo was poznam. No, to jesteśmy.
Mike otworzył mi drzwi auta i wyszliśmy. Zaczęliśmy przebierać koszule w poszukiwaniu koloru i rozmiaru.
-A ta?- zapytałam, pokazując mu zieloną.
-Nie podoba mi się. Kolor mi nie pasuje.
-Francuski Piesek- mruknęłam pod nosem odwieszając ją.
-Mówiłaś coś?- zapytał.
-Ja? Nieee...
Złapał mnie w pasie, odwrócił i przyciągnął do siebie.
-Już ja ci dam Francuskiego Pieska.
Zaczął mnie łaskotać.
-Mike! My jesteśmy w sklepie!- powiedziałam.
-Dobra, tym razem ci odpuszczę. Ale masz być grzeczna- pogroził mi palcem.
-Nie możesz mi rozkazywać.
-Mogę. Jestem twoim chłopakiem...
-Właśnie. Chłopakiem, a nie ojcem.
-Ale...
-Żadnego "ale". Nie masz nade mną władzy i koniec.
Westchnął i podreptał za mną do następnej półki z koszulami. W końcu udało nam się wybrać siedem nowych. Dwie białe, jedną czerwoną, dwie czarne i dwie błękitne. Kiedy wychodziliśmy, usłyszałam za plecami:
-Widzę, że dane nam było spotkanie po latach.
Odwróciłam się powoli. Zrobiłam wielkie oczy.
-To ty...?

3 komentarze:

  1. Kto to jest?!! kto? Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdzialu. Pisz szybciej.. :D
    Rozdział- niesamowicie mi się podobał :D
    Pozdrawiam M. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo, a jednak znalazłaś siłę. Gratuluję. Jesteś Mega!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady. Napisałam, bo akurat miałam pomysł, ale czuję, że zaczynają mi się powoli kończyć ;-;

      Usuń