Translate

piątek, 5 września 2014

Wznowienie

Uroczyście ogłaszam, że wznawiać bloga. Mam strasznie mało czasu ale chyba coś uda mi się napisać. :)

czwartek, 28 sierpnia 2014

[*]

Nie wiem jak to powiedzieć... Mój kot zatruł się czymś i niedługo potem zmarł... Uszkodziło mu to mózg... Jest mi bardzo cieżko, ponieważ był dla mnie bardzo ważny. Miał na imię Siwy. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście uczcili ze mną jego pamięć... 
Siwy, spoczywaj w pokoju. Zawsze będę o Tobie pamietać... [*] 

sobota, 9 sierpnia 2014

Zawieszenie!

A więc zawieszam tego otóż bloga iż:
-Nie mam weny
-Nikt nie czyta (wnioskuję po braku komentarzy)
Jeżeli jednak czytacie i chcielibyście, abym coś napisała, to proszę, skomentujcie to ogłoszenie. Dzieki temu zobaczę ile was jest. Z góry przepraszam :/ :( 

środa, 6 sierpnia 2014

Przepraszam :(

Wybaczcie, że nie dodaje notki. Miałam w piątek wypadek na koniu i leżałam w szpitalu. Teraz mam kurację domową. Obiecuję, że wstawię coś kiedy tylko odzyskam siły :)  

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział XII

Lilly od razu pobiegła na diabelski młyn. Wsiedliśmy do jednej kabiny i Michael sprawdził, czy jesteśmy dobrze zapięte. Kiedy byliśmy na samej górze, oparł podbródek o moje ramię. Odwróciłam głowę w jego stronę i cmoknęłam go w usta.
-Fuuuu!- żachnęła się Lilly.
-Tak? To patrz teraz.
Mike pocałował mnie długo i namiętnie.
-Bleee!
Zaśmialiśmy się. Po powrocie do domu, Michael zaprosił mnie na romantyczną kolację.
-A z jakiej to okazji?- zapytałam. 
-A tak o. Nie mogę cię już nigdzie zabrać?
-Wcale tak nie powiedziałam. 
-Więc ubierz się ładnie- wyszczerzył swoje białe kiełki. 
Wieczorem Mike zabrał mnie do restauracji. Zamówiliśmy coś i czekaliśmy na dania, popijając wino. Michael głaskał moją dłoń kciukiem. Nagle do restauracji wszedł Jake. Podszedł do nas. 
-Co ty tu robisz?!- zapytałam zła, że zepsuł nam wieczór. 
-Przyszedłem do ciebie. Rose, kocham cię i nie mam zamiaru zostawić. Proszę. Wróć do mnie. 
Zerknęłam na Mika. Był czerwony ze złości i, gdyby miał broń, to pewnie zastrzeliłby go. 
-Jake, do cholery! Mówiłam ci, że jestem szczęśliwa z Michaelem. 
-Właśnie, więc albo się stąd ewakuujesz, albo nakopię ci do tyłka! ROZUMIESZ?!- krzyknął. 
-Rose jeszcze będzie moja. Zobaczysz. 
Mike zerwał się z miejsca i miał zamiar gonić Jake'a ale powstrzymałam go w ostatniej chwili. Mój eks i tak uciekł w popłochu. Przez resztę wieczoru, Michael był zły i niespokojny. 
-Kochanie- złapałam jego dłoń- Spójrz na mnie.  
Skierował swój wzrok na moją twarz. 
-On już poszedł. Uśmiechnij się. 
Nie udało mi się go pocieszyć. Potem pojechaliśmy do domu. Po wzięciu kąpieli i przebraniu się w piżamy, usiadłam koło Mika na łóżku. Złapałam jego dłoń i spojrzałam w oczy. 
-Skarbie, nie bądź na mnie zły.
-Nie jestem. Jestem zły na niego. Boję się, że on mi cię odbije.
-Ufasz mi?
-Oczywiście.
-Więc nie masz się o co martwić. Kocham ciebie i tylko ciebie. W moim sercu nie ma miejsca na innego mężczyznę.
-To dobrze, bo nie zniósłbym zdrady. Jesteś moja i tylko ja mam do ciebie prawo. Inaczej zastrzelę tego, który będzie się do ciebie dobierał.
-Ale to samo tyczy się ciebie. Jeżeli chodzi o zdradę, to skręcę kark każdej. Ty też dostaniesz lanie.
-Zapamiętam, ty moja zazdrośnico.
-Chodźmy już spać. Dobranoc Mike.
-Dobranoc kochanie.
Zamknęłam oczy i oddałam się snowi. Obudziłam się koło ósmej. Michael jeszcze spał, więc delikatnie wyślizgnęłam się z jego objęć i założywszy szlafrok zeszłam do kuchni. Zaczęłam robić sobie kakao. Nagle poczułam ucisk na brzuchu.
-A kto to mi uciekł z samego rana? Dzień dobry.
Po tych słowach Michael pocałował mnie w szyję.
-Dzień dobry drogi Panie. Co życzy sobie Pan do jedzenia?
Spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem.
-Ciebie- odrzekł.
-Przykro mi, ale tego dzisiaj nie serwujemy.
-Hm. To może gofry?
-Dobry pomysł.
Kiedy na niego zerknęłam, to uświadomiłam sobie, że jest w samych bokserkach. Zakryłam teatralnie oczy.
-Michael, błagam. Załóż coś na siebie.
-Mam na sobie bokserki. Przecież widziałaś mnie już nawet bez nich.
-Ja tak, ale Sam, Lilly i Janet niekoniecznie.
-To niech lepiej się przyzwyczają.
Założyłam ręce na biodrach i uniosłam brew.
-No dobrze. Zaraz wracam.
Kiedy postawiłam pierwszą porcję gofrów, Mike zszedł ubrany w białą koszulkę z krótkim rękawem, jasne jeansy i białe skarpetki.
-Kochanie?
-Tak?
-Pójdziesz dzisiaj ze mną wieczorem na spacer?- zapytał mnie.
-Na spacer? Myślałam, że ich nie lubisz.
-Ludzie się zmieniają. Proszę.
-No dobrze. A gdzie pójdziemy?
-Do parku. Ale więcej nic ci nie zdradzę.
-Taki jesteś? Zgoda!- udałam obrażoną.
Usłyszałam, jak podchodzi do mnie od tyłu, obejmuje w pasie i całuje w szyję.
-Nie obrażaj się na mnie.
-A niby dlaczego?
-Bo za bardzo mnie kochasz- wyszeptał zmysłowo.
-Masz to na piśmie?
-Nie. Ale dałaś mi inny dowód- poczułam, jak się uśmiecha.
-Nie przesadzasz?- zaśmiałam się.
-Nie.
Resztę dnia spędziliśmy siedząc w domu. w końcu pod wieczór ubrałam się ciepło i wyszliśmy. Mike złapał mnie za rękę Potem znaleźliśmy jakąś ławkę i usiedliśmy sobie. Znaczy, ja usiadłam, a Michael spojrzał mi w oczy i kucnął przede mną.
-Rose... Posłuchaj... Ten czas, który spędziliśmy razem, co prawda niedługi, dał mi do myślenia. I... nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. Więc chcę Cię zapytać...- klęknął na jedno kolano- Wyjdziesz za mnie...?
Przez chwilę analizowałam sytuację, ale po chwili rzuciłam mu się na szyję, wywracając go do tyłu, i krzyknęłam:
-Tak! Oczywiście, że tak!
Mike odchylił się lekko i nasunął mi obrączkę na palec. Pocałowałam go delikatnie. Pospacerowaliśmy jeszcze trochę, po czym wróciliśmy do domu. Wzięliśmy wspólny prysznic, po czym położyliśmy się spać. Mike objął mnie lekko ramieniem.
-Dobranoc kochanie- cmoknął mnie w policzek.
-Dobranoc.
Zasnęłam w objęciach człowieka, którego kochałam ponad życie...

Ogłoszonkoooo ! :D

Więc tak. Moja przyjaciółka ma zamiar rzucić swojego bloga. Za żadne skarby nie mogę jej namówić, żeby tego nie robiła. Uważa, że nie umie pisać i nie ma to sensu. Jak wy uważacie? Ja osobiście kocham tego bloga <3
Oto link:
http://ikimimiki.blogspot.com/

poniedziałek, 14 lipca 2014

Pytania

Jeżeli macie do mnie jakieś pytania to po to stworzyłam tego posta, żebyście mogli wpisać w komentarzu to, co was ciekawi. Jeśli jest takie coś, to pytajcie śmiało ;)  

sobota, 21 czerwca 2014

Uwaga!

Blog wraca do życia! Będę starała się pisać tak, żeby byłoby to do zniesienia. Przepraszam was za chwilowy brak weny. Musiałam odpocząć chwilę. To tyle. ;D  

niedziela, 8 czerwca 2014

Wybaczcie mi... :(

Więc tak. Chyba przestanę pisać. Nie mam już siły, a co dopiero weny. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie przez to. Starałam się coś napisać, ale mi nie wychodziło. W chwili obecnej wszystkie moje obecne blogi są zawieszone do odwołania. Jeszcze raz przepraszam... :( ;-;

sobota, 24 maja 2014

OGŁOSZENIE!

Założyłam drugiego bloga. Na tym jak już to posty będą pojawiać się rzadziej, bo chcę trochę zająć się tamtym. Oto link do niego:
http://dontleavemysoul.blogspot.com/
Miłej lektury ;)

środa, 21 maja 2014

Rozdział XI

-O Boże, Rose, to jest... piękne. Ale skąd miałaś na to pieniądze?
-Był mojego dziadka. Sam go tu przechowywała. 
-Ja nie mogę go przyjąć. 
-Mike. Proszę. Dla mnie. 
Po chwili zastanowienia odrzekł:
-No dobrze. Dla ciebie. 
Rzuciłam mu się na szyję i cmoknęłam w usta. 
-Umiesz na tym jeździć?- zapytałam. 
-Jasne. Kiedyś się nauczyłem. Ale żeby jechać muszę mieć kask, kurtkę i ochraniacze. Pójdę do sklepu. 
-Nie musisz. Wszytko tu jest. 
Odkryłam półkę, która była zakryta starym kocem. Nagle przed oczami Mika pojawił się rząd kasków i szafa kurtek z ochraniaczami. 
-To co? Jedziemy?- zapytałam. 
-Jedziemy.
Odpowiednio się ubraliśmy i wsiedliśmy na motor. Michael odpalił maszynę. Usłyszeliśmy warkot i ruszył. Objęłam go mocno w pasie. Pojechaliśmy nad jeziorko. Zdjęłam z siebie ciężkie ubrania i kask i usiedliśmy na kocu. Oparłam się plecami o jego pierś. Biegało tam mnóstwo dzieci. Kiedy przebiegły przed nami, Mike uśmiechnął się szeroko. 
-Czemu się tak uśmiechasz?- zapytałam. 
-Nie uważasz, że to piękne? Dawać dzieciom radość i nadzieję. 
-Owszem. To piękne. 
Mike wciągnął głęboko powietrze z zamkniętymi oczami. 
-Pięknie pachnie- odrzekł. 
-Racja. A co to za zapach?
-Lipa. Siedzimy pod nią. Zaczęły się wakacje i jeszcze kwitnie. 
-A tak. Zapomniałam. 
-Wiesz, chciałbym kiedyś pomóc komuś, kto nie jest dla mnie miły tylko ze względu na kasę. Komuś szczeremu. 
-Mi pomogłeś. 
-Ale ciebie nie liczę. 
-Ej, bo się obrażę- zaśmiałam się. 
-Żartowałem. A może pójdziemy potem do sierocińca? 
-Jesteś genialny. Przyda im się trochę kontaktu z taką osoba jak ty. Poczują się kochane. 
Po powrocie do domu, Mike kupił mnóstwo zabawek i pojechaliśmy. 
-Słucham?- otworzyła nam młoda dziewczyna. 
-Pani pozwoli, że się przedstawię. Michael Joseph Jackson. Miło mi. 
-Debbie Roberts. To naprawdę Pan, Panie Jackson?
-Owszem. 
-Co Pan robi w sierocińcu?
-Przyszedłem odwiedzić dzieci. Można?
-Tak, oczywiście. Proszę. 
Weszliśmy do środka. Michael położył zabawki na ziemi. 
-A to moja dziewczyna Rose. 
-Miło mi- podałam jej rękę. 
-Mi również. Pójdę zawołać dzieci, a Państwo niech rozsiądą się w dużym pokoju. 
Wzięliśmy siatki z prezentami i usiedliśmy na kanapie przed palącym się kominkiem. Nagle z góry zeszła gromada dzieci w wieku od trzech do około dziewięciu lat. Wszystkie ustawiły się w kolejce po prezenty. Ostatnia była mała brązowo włosa dziewczynka. 
-Jak masz na imię?- zapytał Michael. 
-Lilly...
-Ile masz lat Lilly?
-Osiem...
Michael przez cały czas był uśmiechnięty. Wziął ją sobie na kolana i zaczął z nią rozmawiać. 
-Jaki kolor lubisz?
-Fioletowy. A pan?
-Po pierwsze: mów mi po imieniu. Po drugie: Czerwony, czarny i biały. 
-To są trzy kolory- zaśmiała się. 
-Owszem. Ale moje ulubione. 
Nagle Lilly przytuliła mocno Michaela. Znieruchomiał na chwilę, ale w końcu odwzajemnił uścisk. Na chwilę odstawił Lilly na ziemi i poszedł do ogródka. Podreptałam za nim. Opierał się o płotek rękoma. Położyłam dłoń na jego ramieniu. 
-Michael? Skarbie, wszystko w porządku?
-Lilly... Ona... Tak bardzo przypomina mnie... Z dzieciństwa... Dotknięta 
przez los... Chcę ją zaadaptować. 
-Jesteś pewien?
-A pomożesz mi w stworzeniu jej dobrego domu?
-Wiesz, że za tobą pójdę w ogień.  
-To jestem pewien. Chcę ją wychować. 
-Będziesz świetnym ojcem. 
-A ty matką. 
Cmoknął mnie lekko w usta. Poszliśmy z powrotem do środka. 
-Debbie. Chcielibyśmy porozmawiać na osobności. 
Weszliśmy do jej gabinetu. 
-Postanowiliśmy zaadoptować dziewczynkę. 
-Niech zgadnę. Lilly?
-Owszem. Ale skąd...
-Widziałam jak na was patrzy. 
Podpisaliśmy papiery i poszliśmy do Lilly. 
-Lilly- powiedziała Debbie- Lubisz tych państwo?
-Bardzo. 
-Chcieli cię zabrać do domu. Zgadzasz się?
Rzuciła się nam w objęcia. 
-Dziękuje! Kocham was!
-Leć się spakować. 
Dziewczynka pobiegła na górę. Po chwili zeszła z malutką, fioletową walizeczką. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu. Michael przez cały czas był uśmiechnięty. Weszliśmy do domu. Lilly trochę się chyba obawiała. 
-Śmiało- zachęcił ją Mike. 
Przekroczyła próg korytarza. 
-Pójdę im powiedzieć o Lilly- odrzekłam i cmoknęłam go lekko w usta. 
Weszłam do kuchni. 
-Hej- powiedziała Janet- Jak było?
-Dobrze. Mike zaadoptował dziewczynkę. 
Obie patrzyły na mnie z otwartymi ustami. Nagle popędziły do salonu. Zaczęły ją witać i mowić, że jest słodka i takie inne. 
-Chodź. Znajdziemy ci pokój- powiedziałam.  
Lilly słusznie podreptała za mną na górę. Daliśmy jej pokój obok sypialni mojej i Mika. Miała wygodne łóżko, szafki, duże okno na ogród, i śliczny dywanik. Zabrała też swoje zabawki. Po kolacji, poszłam się wykąpać i weszłam do łóżka. Po chwili Mike położył się obok i zaczął całować moją szyję i ramiona. 
-Mike, co ty robisz?- zaśmiałam się. 
-Całuję cię. Nie mogę? 
-Ja tak nie powiedziałam. 
Przyciągnęłam go do siebie. Nagle nasze drzwi się otworzyły. Spojrzeliśmy oboje w tamtą stronę. Stała tam Lilly w piżamce, trzymając w ręce misia. 
-Co się stalo królewno?- zapytał Mike. 
-Nie mogę spać. Miałam koszmar. 
-Chodź tu- powiedziałam. 
Dziewczynka wgramoliła się między nas. 
-To co ci się śniło?- podpytałam. 
-Sierociniec. Wszystkie dzieci. Smutne ściany i noce. Nie oddawajcie mnie. 
Mike cmoknął ją w czoło. 
-Nie bój się. Nigdy tego nie zrobimy. Kochamy cię. 
-Ja was też.
Wtuliła się w mój brzuch. Głaskałam ją po włosach. Mike uśmiechnął się do mnie. 
-A mówiłas kiedyś, że bedziesz złą matką. Dalej tak twierdzisz?
-Gdyby nie ty, to nie dałabym rady. 
Cmoknął mnie w usta. 
-Kocham cię Rose. 
-Ja ciebie też. 
-I naszą małą królewnę też kocham. 
-Ja rownież. Jest taka kochana i miła. 
-Dobranoc skarbie- pocałował mnie w czoło. 
-Dobranoc. 
Mike zgasił małą lampkę i zamknęliśmy oczy. Rano podniosłam ciężkie powieki. Lilly nie było obok mnie. 
-Mike. 
-Hm?- mruknął zaspany. 
-Gdzie Lilly?
-Zaniosłem ją w nocy do jej pokoju. 
Nagle dziewczynka wbiegła do naszego pokoju i wskoczyła na łóżko. 
-Wstawajcie, wstawajcie! Już rano! 
-Cześć księżniczko- powiedział Michael- Jak się spało?
-Dobrze. Ale wstawajcie, bo wesołe miasteczko przyjechało! Pójdziemy tam?
-Jasne. Co tylko sobie życzysz aniołku. 
-Hura!- krzyknęła ucieszona. 
Wstaliśmy, ubraliśmy się i po śniadaniu poszliśmy do wesołego miasteczka...

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział X

Stał tam Jake. Mój były chłopak jeszcze za czasów mojej włóczegi po świecie. Zaopiekowal się mną wtedy. Po jakimś czasie byliśmy razem. Zostawiłam go, bo był niesłowny i popadał w złe towarzystwo. 
-Jake? To ty?
-Owszem. Nie cieszysz się że mnie widzisz?
-Popadłeś w nałogi. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. 
-Ale ja cię dalej kocham...
Kiedy Mike to usłyszał, to myślałam że wybuchnie. Zrobił się czerwony, zmarszczył brwi i energicznie podszedł do Jake'a. 
-Rose jest teraz moja! Nie masz prawa nawet tak mowić, a jeżeli zamieszasz jej w głowie lub coś jej zrobisz, to ukręcę ci łeb! ZROZUMIAŁEŚ?!
Przerażony Jake patrzył na niego wielkimi oczami. Nic nie powiedział, tylko stał osłupialy. 
-Pytałem, czy zrozumiałeś?- powtórzył groźnie, lecz ciszej Mike. 
Mój były chłopak pokiwał głową. 
-Świetnie. Więc mam nadzieję, że nie bedziesz wchodził nam w drogę. A teraz spadaj stąd, zanim skopię ci tyłek!- ryknął. 
Mike był od niego sporo wyższy i lepiej zbudowany. Jake był chudy i słaby. Michael, dzieki tancowi, miał wyrzeźbione mięśnie, wiec bez problemu mógłby rozłożyć go na łopatki. Ale znałam jego naturę i wiedziałam, że Mike tylko tak mówi. Jego kultura i charakter były sprzeczne z bójkami. Jake uciekł w popłochu. Złapałam Michaela pod ramię i powiedziałam:
-Nie podoba mi się, jak się odgrażałeś.  
-Nie powinien mnie prowokować. 
-Wcale nie sprowokował. 
-Powiedział, że cię kocha. W moim towarzystwie. 
-To nie była prowokacja, tylko wyznanie. 
-Dobra. Nie chce mi się o tym gadać. 
Pojechaliśmy do domu. Mike przez resztę dnia był nie w sosie. Wieczorem, leżał plecami do mnie. Położyłam się i objęłam go ramieniem. Zaczęłam całować jego szyję i ramiona. Chciałam poprawić mu trochę humor. 
-Kochanie- powiedziałam uwodzicielskim tonem- nie sądzisz, że jeszcze za wcześnie na spanie?
-Jestem zmęczony. Daj mi spać. 
Oj, niedobrze. Nigdy taki nie był. Widać było, że jest zły za tamtą sytuację. 
-Jesteś zły?
Nastąpiła chwila ciszy. Wstałam i podeszłam do okna. Stałam tak z piętnaście minut. Z oczu pociekły mi łzy. Nagle poczułam ucisk na brzuchu. 
-Przepraszam skarbie. 
-Już mnie nie kochasz...
-Kocham. Ja nie chciałem, żebyś tak to odebrała. 
-Zignorowałeś mnie. Jak miałam to niby zinterpretować?
-Nie mam przez niego humoru. Ten Jake działa mi na nerwy. Boje się, że do niego wrócisz. 
-Ale ja go nie kocham. Nie musisz się martwić, że cię zostawię. 
-Przepraszam- pocałował mnie w ramię- Chodź już. Nie mogę spać, kiedy jesteś daleko. 
-Ale obiecaj mi jedną rzecz. 
-Jaką?
-Że bedziesz mi ufał i mówił o tym, co cię martwi. 
-Obiecuję kotku. A teraz już chodź. 
Położyliśmy się do łóżka. Nie mieliśmy humoru na harce. Zasnęłam bardzo szybko. Byłam zmęczona po tym incydencie z Jakiem. Rano obudziłam się w ramionach mojego chłopaka. Tulił mnie do siebie i głaskał po włosach. 
-Dzień dobry skarbie- powiedziałam. 
-Hmm? O, cześć kotku. Już się obudziłaś?
-Najwyraźniej. O czym myślałeś?
Chwila ciszy. 
-O niczym ważnym. Gotowa na śniadanie?
-Jasne. Ale jeżeli ty je zrobisz. 
-Nie ma sprawy. 
Wstaliśmy i ubraliśmy się, po czym poszliśmy do kuchni. Mike był cały czas zamyślony i czułam się odtrącona na drugi plan. 
-Michael, musimy porozmawiać. 
-Powiedziałaś "Michael". Czyli to coś poważnego. 
-Cały czas jesteś gdzieś indziej. Czuję się nieważna. Co się z tobą dzieję?
Po chwili spojrzał na mnie. 
-Hm? Mówiłaś coś?
-Michael! Mam już dość! Czujesz do mnie coś jeszcze?!
-Oczywiście, że tak. Kocham cię najmocniej na świecie. 
-Jakoś tego nie widzę... 
Wybiegłam z domu zapłakana. On mnie już chyba nie chce. To wszytko przez Jake'a. Gdyby się nie pojawił... Albo chociaż nie odezwał... To wszystko byłoby dobrze. Kiedy wróciłam do domu, Michaela nie było. Sam i Janet siedziały w kuchni. 
-A gdzie Mike?- zapytała Sam. 
-Odchodzę...
-Słucham?
-Odchodzę.
-Jak to? Co się stało? 
-Nic... Jadę do Hollywood. Tylko nie mówcie Mikowi. Nie chcę, żeby mnie szukał...
-Pokłóciliście się?
-Coś w tym rodzaju... Spakuję tylko swoje rzeczy. 
Sam mnie nie zatrzymała. Wiedziała, że i tak zrobię po swojemu. Spakowałam wszystko do plecaka i miałam zamiar wyjść. Nagle w drzwiach pojawił się Mike. 
-Co ty robisz?
-Wyjeżdżam. 
-Słucham?! Nie pozwolę ci wyjechać. 
-Nie zwracasz na mnie uwagi, jesteś w innym świecie i w ogóle mnie nie słuchasz. 
Złapał moja twarz w dłonie i przytknal swoje czoło do mojego. 
-Kochanie. Przepraszam cię. Zmienię się, tylko mnie nie zostawiaj. Nie znowu. 
Patrzyłam na niego chwilę. Pogłaskałam go po policzku. 
-Proszę...
Zobaczyłam łzy w jego oczach. 
-Kotku... Jeżeli nie ufasz mi, to powiedz. 
-Dlaczego tak sądzisz?
-Widzę, że ciągle o czymś myślisz. Powiesz mi o czym?
Po chwili milczenia, Mike powiedział:
-Tak, ale poczekaj tu chwilę.  
Poszedł do gościnnego pokoju. Kiedy wrócił, niósł na rękach małego owczarka. 
-To przez tego malucha jestem taki nieobecny. 
-Skąd go masz?
-Kupiłem. Dla ciebie. Miałem ci go dać dopiero pózniej, ale... okoliczności sprawiły inaczej. Proszę. 
Podał mi pieska. Przytulilam się do Mika i powiedziałam:
-Przepraszam. Zachowałam się jak idiotka. 
-Wcale nie. Rozumiem to, że byłaś zła. Powinienem zwracać na ciebie więcej uwagi- głaskał mnie po plecach- Kocham cię. 
-Ja ciebie też. 
Mike wziął ode mnie pieska i postawił na ziemi. Zdjął plecak z moich ramion i powiedział:
-To co? On już chyba nie będzie nam potrzeby? 
-Chyba nie- zarzucilam mu ramiona na szyję. 
Michael podniósł mnie do góry i zaniósł do sypialni. Zaczął mnie całować. 
-Ty wariacie- zaśmiałam się. 
-Twój wariacie. 
Na szczęście nie zdążyliśmy się rozebrać, bo wszedł ktoś nieoczekiwany.
-Oj, wybaczcie. 
-Janet?
-Owszem braciszku. Chyba przeszkadzam. 
-Nie- odrzekłam- właśnie miałam iść do kuchni pomóc Sam. 
Następnego dnia poszłam z Mikiem do centrum. 
-Misiu. Muszę jeszcze zajść po nowy stanik. 
-Jak dla mnie możesz chodzić bez. 
-Jak dla ciebie. Mi jest niewygodne. 
Wybrałam parę modeli i weszłam do przebieralni. Kiedy założyłam pierwszy, wyjżałam głową zza zasłony w poszukiwaniu Mika. 
-Michael...- szepnęłam. 
-Tak? 
-Chodź tu. 
Wszedł do mnie do przymierzalni. 
-I jak?
-Ładny. Ale...
-Ale?
Przycisnął mnie do ściany i zaczął całować moją szyję. 
-Co ty wyprawiasz?
-To twoja wina. Nie trzeba było mnie tu zapraszać.
-Jesteś potworny. 
-Wiem. 
Nagle poczułam, jak jego ręce odpinaja mój stanik. 
-Michael!
-Spokojnie. Jesteśmy za zasłoną.  
-Ale w sklepie. W domu rozumiem, ale tu nie. Przestań już- zaśmiałam się- Proszę. 
-No dobrze. Ale tylko dlatego,że ładnie prosisz. 
Pocałował mnie ostatni raz i wyszedł. W końcu wybrałam trzy staniki i wróciliśmy do domu. Wieczorem Mike leżał na łóżku w piżamie opierając się o wezgłowie. Usiadłam okrakiem na jego podbrzuszu. Zaczęłam go całować. 
-Co ty robisz?- zapytał uśmiechnięty. 
-Nic. Tylko cię całuję. Nie podoba ci się?
-Podoba- przycisnął mnie do siebie. 
Michael zdjął swoją koszulkę i powoli zaczął podwijać moją. W końcu i ja zostałam bez niej. Pogładził ramiączko mojego stanika. 
-To ten nowy?
Pokiwałam głową. 
-Ładny. Ale teraz go nie potrzebujemy. 
Znow zatonął w moich ustach i zaczął go powoli rozpinać. Po trzech godzinach, wtuliłam się w niego. Głaskał mnie delikatnie po plecach. 
-Już zdecydowałaś, jak nazwiesz tego psiaka?
-Myślałam o Nathanie. 
-Podoba mi się. 
Nagle Nathan wskoczył między nas. Zaśmialiśmy się i Mike położył go sobie na brzuchu. 
-Co maluszku?- polizał go po nosie, machając ogonkiem- Ej, wystarczy tych całusów. 
-To słodkie- zaśmiałam się. 
-Tak? To teraz twoja kolej. 
Podał mi go. Nathan zaczął radośnie lizać mnie po twarzy. 
-Dobrze. Już starczy. 
Położyłam go na ziemi. 
-Nie dam ci już buziaka- powiedziałam do Mika. 
-A ja tobie owszem. 
Złapał mój podbródek i zaczął całować. 
-Mike, wystarczy. Czas spać. 
Przytulił mnie mocno i powiedział:
-Dobranoc skarbie. 
Następnego dnia przy śniadaniu powiedziałam:
-Może pójdziemy dzisiaj do kina?
-Jasne, a na co?
-Grają polski film wojenny. "Powstanie Warszawskie". 
-O, no to super. Zawsze chciałem się czegoś dowiedzieć o tym kraju. 
Pojechaliśmy więc do kina. Film zaczął się niewinnie. Weseli ludzie, sklepy, ulice... Nagle wszystko się zmieniło. Na Warszawę zaczęły spadać bomby i słychać było strzały. Stosy martwych ludzi pod gruzami budynków. Mike zaczął płakać. Przytuliłam go. Wtulił twarz w moje ramię i cicho szlochał. Po filmie szliśmy przez park. Miał takie smutne oczy. Ścisnęłam mocniej jego dłoń. 
-Wszystko w porządku?
-Ja... Nie mogę uwierzyć... Ci ludzie... Ich rodziny, przyjaciele... Widziałem ich ciała. Boże...
-Mike, spokojnie. To było dawno temu- złapałam jego twarz w dłonie- Już tego nie ma. 
-Ale było... A co, gdybyśmy my tam byli? Gdybym cię stracił... Jezu... Nawet nie chcę o tym myśleć. 
-To nie myśl. Jestem z tobą i czuję się świetnie. 
Przytulił mnie mocno. 
-Kocham cię. 
-Ja ciebie też. Ale w domu czeka na ciebie niespodzianka. 
-Naprawdę? Jaka?
-Jakbym ci powiedziała, to wszystko bym zepsuła. 
-No to na co czekamy? Lecimy do domu!- powiedział ucieszony jak dziecko. Kiedy pokazałam mu prezent, zaniemówił...

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział IX

Obudziłam się obok Michaela. Obejmował mnie w pasie i za żadne skarby nie mogłam się wydostać z jego uścisku.
-Już chcesz mi uciec?- zapytał zaspany.
-Śpij kochanie. Ja już wstanę i pójdę pod prysznic.
-Mam iść z tobą?- uśmiechnął się.
-Hmm... Może jak już, to wieczorem.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Zamknęłam się w łazience i weszłam do kabiny. Woda delikatnie masowała moje obolałe plecy. Namydliłam się płynem kokosowym, spłukałam go i wyszłam. Michael właśnie wybierał koszulę. 
-Jak myślisz? Niebieska czy czerwona?- zapytał, wyciągając obie z szafy. 
-Hmmm. Chyba raczej niebieska. 
Jeszcze raz spojrzał na obie, po czym schował czerwoną. Potem poczułam jak obejmuje mnie w pasie od tyłu. 
-Co ja bym bez ciebie zrobił?- wymruczał w moją szyję. 
-Pewnie założyłbyś wszystko nie do pary i nie pod kolor. 
-Aż tak we mnie wątpisz?
-Nie wątpię. Tylko przypuszczam- zaśmiałam się. 
-Mojego kotka trzeba nauczyć pokory!
Mike zaczął mnie łaskotać. Upadłam na łóżko. Michael wisiał nade mną. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, po czym się pocałowaliśmy. Zapomnieliśmy o całym Bożym świecie. Nagle usłyszeliśmy:
-Michael! Rose! Śniadanie!
-Chyba warto by pójść- szepnęłam do niego. 
-Dobrze ale pamiętaj, co mi dzisiaj obiecałaś. 
-Pamiętam. A ty myślisz już tylko o tym. 
-Jestem facetem. A poza tym mam najseksowniejsza dziewczynę na świecie. 
Rzuciłam mu znaczące spojrzenie i wstałam. Zeszliśmy na dół do kuchni. 
-Jak się spało?- zapytała Janet. 
-Dobrze- odrzekłam.
-Dziś na śniadanie jajecznica. 
-A dla Dżariego?
-Mięso. Standardowo. 
Zamruczał. 
-Dzisiaj wieczorem ubierz się ładnie- powiedział Michael. 
-Idziemy gdzieś?
-Owszem.  
-A powiesz mi gdzie?
-Zobaczysz kotku. Wszystko w swoim czasie. 
Cały dzień czekałam na wieczór. Ubrałam się w sukienkę i zeszłam na dół. Mike czekał na mnie w salonie. Miał na sobie garnitur. 
-Wyglądasz olśniewająco. 
-Dziękuje. Ty również. 
-Gotowa?
-Tak- złapałam go pod ramię i weszliśmy do auta. Mike zabrał nas do restauracji. Sala była pusta. 
-Zarezerwowałeś całą salę?
-Tak. Chciałem żeby ten wieczór był wyjątkowy. 
Odsunął przede mną krzesło i usiadł naprzeciwko. Złapał moja dłoń i głaskał ja kciukiem. 
-Co zamawiasz?
-Poproszę sałatkę.
-A ja... -zamyślił się- rybę. 
Kelner przyjął zamówienia i odszedł. 
-Postarałeś się. 
-Ciesze się ze ci się podoba. 
Zjedliśmy spokojnie kolację, wypiliśmy szampana i potańczyliśmy. Pod wieczór, kiedy wróciliśmy, szłam wziąć prysznic. 
-Pamiętasz co mi obiecałaś?
-Pamiętam. Więc chodź- zachęciłam go zalotnie palcem. 
Mike podreptał za mną do łazienki. Rozebraliśmy się i weszliśmy do kabiny. Puściłam wodę. Tak jak się spodziewałam, Michael zaczął całować moje ramiona, szyję i barki. 
-Mike. Mieliśmy się tylko wykąpać. 
-To twoja wina. Ty mnie tak kusisz. 
-Mogę wyjść, jeżeli ci przeszkadzam.  
-Nawet tak nie myśl. Jesteś dla mnie najważniejsza i chcę twojego szczęścia. Nawet nie wiesz jak cię kocham.  
-Ja tez cię kocham. Ale... jesteś pewien co do mnie?
-Kotku- złapał moją twarz w dłonie- Niczego w życiu nie byłem tak pewien jak tego, ze chce spędzić z tobą resztę życia. 
-Nie boisz się, ze je sobie tylko zepsujesz?
-Jak mogę to zrobić, skoro spędzę je z ukochaną osobą?
W tej chwili poczułam ucisk na ustach. Całował mnie bardzo delikatnie. Chciał w ten sposób pokazać mi, ze jest gotowy na trwanie w naszym związku. W końcu odsunął się ode mnie, uśmiechnął i przytulił. Potem wyszliśmy z pod prysznica. Wytarliśmy się i położyliśmy do łóżka. Ułożyłam głowę na jego piersi i delikatnie go po niej głaskałam. 
-Kocham cię, wiesz?- powiedziałam. 
-Taką mam nadzieję. Ja ciebie też.
-Dobranoc Mike.
-Dobranoc króliczku. 
Z samego rana postanowiłam z Michaelem wybrać się do sklepu, żeby kupić mu koszule. W drodze zaczęło lecieć "I'll be there". 
-O Boże. Tylko nie to- zaśmiał się. 
-Czemu? Miałeś wtedy taki słodki głosik. 
-Nie chce tego słuchać- już miał zmienić stacje, kiedy powstrzymałam go. 
-Jeżeli to zrobisz, to będziesz spał tej nocy sam w salonie. 
-To groźba?
-Żebyś wiedział. 
-To jest karalne. 
-W takim razie będziesz odwiedzał swoją dziewczynę w więzieniu. 
-Dobra, wygrałaś. 
-A utrzymujesz jeszcze kontakt z braćmi?
-Tak. Ale rzadko ze sobą rozmawiamy. 
-Dlaczego?
-Nie wiem. Każdy układa sobie życie po swojemu. Mój ojciec Joseph był wściekły, że odszedłem z zespołu. Zlał mnie wtedy i to nieźle. 
-Zrobił ci coś?
-Sporo siniaków, rozcięta warga i rana na dole brzucha. 
Uniosłam lekko jego koszulkę. Zauważyłam małą podłużną bliznę. Delikatnie jej dotknęłam. 
-Boli cię?
-Już nie. 
-Współczuje ci kochanie. 
Uśmiechnął się do mnie, złapał za rękę i powiedział:
-E tam. Teraz mam ciebie. Warto było cierpieć. 
-Jeżeli bym mogła, to zamieniłabym się z tobą miejscami. 
-Nie pozwoliłbym na to. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. 
-Często cię bił?
Przez chwile nie odpowiadał. Patrzył z kamienną twarzą przed siebie. Po chwili odrzekł:
-Tak. Dość często. Wymagał ode mnie najwięcej i ja najwięcej obrywałem. Był tyranem. 
Kiedy zobaczył moją minę, dodał:
-Ale spokojnie. Nie będzie się opiekował naszymi dziećmi. 
-Dziećmi?
-Tak. No chyba, że nie chcesz ich ze mną mieć. 
-Chce. Ale... ja jako matka? Jesteś pewien?
Pocałował mnie w czoło i opowiedział:
-Jak nigdy dotąd. Nigdy nie zostawię ich pod opieką Josepha. Jak już to moja mama albo La Toya, lub Janet mogą się nimi zająć.
-Ufam twojej siostrze, ale La Toyi nie znam. Twojej mamy z resztą też.
-Spokojnie. Niedługo was poznam. No, to jesteśmy.
Mike otworzył mi drzwi auta i wyszliśmy. Zaczęliśmy przebierać koszule w poszukiwaniu koloru i rozmiaru.
-A ta?- zapytałam, pokazując mu zieloną.
-Nie podoba mi się. Kolor mi nie pasuje.
-Francuski Piesek- mruknęłam pod nosem odwieszając ją.
-Mówiłaś coś?- zapytał.
-Ja? Nieee...
Złapał mnie w pasie, odwrócił i przyciągnął do siebie.
-Już ja ci dam Francuskiego Pieska.
Zaczął mnie łaskotać.
-Mike! My jesteśmy w sklepie!- powiedziałam.
-Dobra, tym razem ci odpuszczę. Ale masz być grzeczna- pogroził mi palcem.
-Nie możesz mi rozkazywać.
-Mogę. Jestem twoim chłopakiem...
-Właśnie. Chłopakiem, a nie ojcem.
-Ale...
-Żadnego "ale". Nie masz nade mną władzy i koniec.
Westchnął i podreptał za mną do następnej półki z koszulami. W końcu udało nam się wybrać siedem nowych. Dwie białe, jedną czerwoną, dwie czarne i dwie błękitne. Kiedy wychodziliśmy, usłyszałam za plecami:
-Widzę, że dane nam było spotkanie po latach.
Odwróciłam się powoli. Zrobiłam wielkie oczy.
-To ty...?

piątek, 2 maja 2014

Rozdział VIII

Michael stał przy oknie w samych spodniach. Zrobiło mi się gorąco, kiedy zobaczyłam jego wyrzeźbione od tańca ciało. Na podłodze i łóżku leżały płatki róż. Już wiedziałam o co mu chodzi. Nagle odwrócił się i mnie zobaczył. Podszedł do mnie i musnął nosem moje ucho. W pewnej chwili podniósł mnie do góry i położył na łóżku.
-To ty tak słodko pachniesz?- zapytałam.
-Najwyraźniej- odrzekł, całując moją szyję.
-Przyznaję, że tym razem nie przypominasz tosta.
-Tak? A co?
-Puchatka.
Nagle zaczął rozwiązywać mój szlafrok.
-Co ty wyprawiasz?- zaśmiałam się.
-To, co tygryski lubią najbardziej.
Kiedy szlafrok leżał już na ziemi, zaczął dobierać się do mojej koszulki. Włożył pod nią dłoń i zaczął gładzić moje biodro.
-Jezu, jak ja cię kocham- wyszeptał.
-A spróbuj nie.
-To wyzwanie?- uśmiechnął się.
-Zamknij się już- przyciągnęłam go do siebie radosna i pocałowałam.
W końcu udało mu się zdjąć moją koszulkę i zaczął zabierać się za moje spodnie.
-Teraz moja kolej- powiedziałam zalotnie. 
Spróbowałam rozpiąć guzik jego dolnej części garderoby. Mike podniósł się trochę na rękach, żeby ułatwić mi zadanie. Po chwili zrzucił je z siebie jednym ruchem, zostając w samych bokserkach. Złapał za gumkę od moich spodni i zapytał:
-Mogę?
-Jeżeli musisz- droczyłam się z nim. 
-Uwierz mi, że muszę. 
Po chwili zostałam roznegliżowana. Michael przykrył nas kocem i zdjął ostatnią rzecz, jaka na nim została. Całował moją szyję, ramiona i brzuch. W końcu spojrzał mi w oczy. 
-Gotowa?- zapytał z troską. 
Kiwnęłam głową i zamknęłam powieki. Poczułam się jak w niebie. Mike był bardzo delikatny i ostrożny. Nie robił tego, bo potrzebował, tylko robił to z miłości. Kiedy skończył, położył się obok mnie i zasnęliśmy. Rano obudziło mnie światło, wpadające przez szparę w roletach. Spojrzałam na mojego ukochanego. Włosy delikatnie spadły mu na czoło, a pierś spokojnie unosiła się i powoli opadała. Nagle otworzył oczy. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w czoło.
-Dzień dobry. Jak spałaś?
-Dobrze. A ty?
-Świetnie wręcz.
-To co? Idziemy na śniadanie?- zapytałam.
-Wolę zjeść ciebie, niż jakieś płatki, czy coś w tym rodzaju- szepnął mi do ucha. 
-Może kiedyś będziesz miał okazję. Ale na razie ubieraj się i chodź.
Ubrałam na siebie bieliznę i szlafrok. Po chwili Mike dołączył do mnie w kuchni. Nagle zadzwonił jego telefon.
-Halo?
-...
-Co? Na kiedy?
-...
-Dobrze. A kurtka gotowa?
-...
-Postaram się. Dzięki za informację. Trzymaj się. Cześć.
-Kto to był?- zapytałam.
-Quincy. Przeniesiono nagranie z USA for Africa. Odbędzie się za trzy dni, a ja jeszcze nie powtórzyłem porządnie słów.
-Jak chcesz, to mogę ci pomóc- zaproponowałam.
-Jeżeli będziesz na próbach wyglądać tak słodko jak teraz, to niestety muszę odmówić- podszedł i złapał mnie w pasie.
-Myślałam, że lubisz słodycz, niedźwiadku.
-Kocham, ale nie chcę dostać przez ciebie cukrzycy.
-To akurat ci nie grozi- szturchnęłam go delikatnie palcem w brzuch.
Wtem z góry zeszła zaspana Sam razem z Janet.
-A wam co się stało?- zapytał Mike.
-To przez was. Nie mogłyśmy spać, bo tak harcowaliście.
-Nie wiem o czym mówisz- zaśmiałam się.
-Jak to nie? To nie przeze mnie dom się trząsł- docięła mi.
-Och, gdybyś wiedziała jakie to uczucie, to byś tak nie mówiła.
Usłyszałam parsknięcie Mika i chichot Janet. Na szczęście Sam nie była zła i uznała to jako żart. Po zjedzeniu ja i Michael poćwiczyliśmy piosenkę.
-Tylko ten wers, kochanie- powiedziałam.
-Wybacz. Myli mi się.
-Spokojnie. Jeszcze raz spróbujmy.
W końcu po paru próbach udało mu się zaśpiewać odpowiednią partię. Nadszedł wielki dzień. Mike ubrał swoją czarną kurtkę ze złotymi szlaczkami, a ja zaczęłam układać mu fryzurę.
-Jest aż tak źle?- zapytał.
-Nie, ale poprawiam, żeby było lepiej.
-Kochanie, zaraz się spóźnimy.
-Gotowe. Chodźmy już. 
Ubrałam płaszcz i pojechaliśmy do studia. Kiedy byliśmy w drodze, Mike zaczął głaskać moje kolano. 
-Michael, skup się.  
-Skupiam się. Spokojnie kotku. 
-Jak mogę być spokojna, skoro jedną rękę masz na kierownicy, a drugą na mojej nodze?
-Nie ufasz mi?
-Ufam. Ale dbam też o nasze bezpieczeństwo. 
Niechętnie zabrał rękę z mojej nogi i położył ją na kierownicy. 
-Lepiej?- zapytał. 
-Tak. Dziękuje. 
W końcu dotarliśmy na miejsce. Mike otworzył mi drzwi auta i objął jedna ręką w pasie. 
-Michael!- zawołał Quincy- Dobrze cię widzieć. 
-Ciebie również.
-Chodźmy. Cała ekipa już czeka.
Po odśpiewaniu całej piosenki i nagraniu jej, wróciliśmy z Michaelem do domu. Było już bardzo późno. Kiedy zdjęłam kurtkę, poczułam, jak podnosi mnie do góry.
-Co ty wyprawiasz?- zaśmiałam się.
-Jesteś mi coś winna, bo nie pozwoliłaś mi głaskać swojego kolana w samochodzie.
-Nie przesadzasz troszkę?
-No, skoro nie chcesz...
Pocałowałam go lekko.
-Przypuszczam, że to znaczy "tak"?
-Nie dzisiaj, Puchatku. Musisz odpocząć.
-Nie jestem zmęczony.
-A ja owszem.
Puścił mnie niechętnie. Poszłam do łazienki i wzięłam kąpiel. Zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam:
-Zrobisz mi trochę miejsca?
Zobaczyłam Michaela, opartego o framugę drzwi.
-A co, jeżeli powiem, że nie?
-To sam je sobie znajdę. 
Zdjął ubrania i wskoczył obok mnie. Wylał trochę wody na podłogę. 
-Ej. Miałam wody po szyję, a przez ciebie sięga mi do obojczyka. 
-Więc wylałem za mało- odrzekł i spojrzał się na moje piersi. 
-Jesteś okropny.
-Może i tak, ale za to mnie kochasz.
-Widzę, że jesteś bardzo pewny siebie.
-A niby czemu mam nie być?
-Nie powiedziałam, że masz nie być, tylko że właśnie jesteś- powiedziałam i popchnęłam go tak, żeby się położył.
Następnie wtopiłam się w jego usta. Poczułam, jak kładzie dłoń na moich plecach i schodzi nią coraz niżej i niżej.
-Ejejej- ostrzegłam go- Nie przeciągaj struny.
-Chyba mogę cię dotykać, prawda?- uśmiechnął się.
-Tak, ale nie teraz.
-To kiedy?
-Później...- znów zaczęłam go całować.
-Ale ja nie wytrzymam. 
-Wytrzymasz. To tylko chwilka...- powiedziałam uwodzicielsko i przejechałam dłonią po jego torsie. 
Westchnął cicho i odgarnął moje włosy. Zarzucił mi je na plecy.
-Już mogę?- zapytał. 
-Nie. Jeszcze nie. 
Całowałam jego szyję i pierś. Usiadłam na niego okrakiem i przytknęłam usta do jego czoła. Teraz on zaczął pieścić moją szyję i ramiona miękkimi pocałunkami. Po jakimś czasie wydyszałam:
-Mike... Kochanie... Powinniśmy już wyjść. 
-Jeszcze chwilę. 
-Nie możemy...
-Ktoś nam zabroni?- zapytał, nie przestając całować mojej szyi. 
-Nie. Ale któraś z dziewczyn może nam przeszkodzić. 
-Pożałuje tego. Ze mną nie ma żartów. Pamiętaj o tym. 
-Nawet w łóżku?- zaśmiałam się. 
-Nawet wtedy. Budzi się wtedy we mnie zwierzę. 
-Już tego doświadczyłam. 
-Ale to tylko dlatego, że jesteś przy mnie. W innej sytuacji jestem spokojny. 
-To prawda. Ale czas wychodzić. 
Zeszłam z niego i zaczęłam się wycierać. On w tym czasie siedział jeszcze w wannie i przyglądał mi się. 
-Nie masz nic lepszego do roboty?- zaśmiałam się. 
-Nie. To jest o wiele przyjemniejsze od zasypiania. 
Wtem usłyszałam jak wychodzi z wody. Złapał mnie od tyłu w pasie. 
-Musisz być taka kusząca?
-Nie muszę. Mam przestać?
-Nawet o tym nie myśl.  
-Chodźmy już się położyć. 
Ubrałam skąpą piżamę i położyłam się do łóżka. Po chwili dołączył do mnie Michael. Odwróciłam się twarzą do niego i zaczęłam muskać palcami jego wyrzeźbiony brzuch. 
-Co robisz?
-Głaskam cię. Nie mogę?
-Możesz. To bardzo przyjemne. 
-O to właśnie chodziło kotku. 
-Kotku?
-Tak. A co? Nie jesteś moim Kotkiem?
-Jestem. Ale nie mówiłas tak do mnie zazwyczaj. Byłem Puchatkiem, ale Kotkiem? 
-Nie podoba ci się?
-Podoba. Możesz mnie nazywać jak chcesz. 
-Nawet moim cukieraskiem?
-Tak, tylko... Na osobności. 
Zaśmiałam się. Wtuliłam się w niego. 
-Kocham cię, Rose. 
-Ja ciebie też. 
-Dobranoc. 
-Dobranoc Puchatku. 
Zasnęłam w objęciach mężczyzny, który kochał mnie bezwarunkowo. Ja również go kochałam. Nie wyobrażam sobie życia bez niego...

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział VII

-Janet?
-We własnej osobie.
-Co ty tu robisz? Gdzie ja jestem?
-Jesteś w szpitalu. Podobno zemdlałaś.
Spojrzałam na swoją rękę. Była zabandażowana, a mnie podpięli do kroplówki. Janet siedziała obok mojego łóżka. 
-Jak się czujesz?
-Dobrze. Jest z tobą Michael?
-Nie. Nie powiedziałam mu, że jadę.
-A co miałaś na myśli mówiąc, że miał już pierwszą myśl samobójczą?
-Chciał skoczyć z balkonu. Na szczęście przemówiłam mu do rozumu. 
-Myślisz, że to moja wina?
-Nie. Chciałaś dobrze dla niego. Ale ja uważam, że ty byłaś, jesteś i zawsze będziesz najlepszą dziewczyną jaką miał. 
-Dzięki. To miło z twojej strony. 
Nagle do sali wbiegł Michael. 
-Rose, Boże. Jak ja się o ciebie bałem. 
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
-Pojechałem za Janet. Nie poznała mnie, bo wziąłem inne auto. 
Janet zmierzyła go surowym spojrzeniem. Kucnął obok mnie, złapał za rękę i zapytał:
-Jak się czujesz?
-Lepiej. Dlaczego przyjechałeś?
-Bo cię kocham. Tak trudno to zrozumieć?
-Ale my nie możemy być razem... Potrzebujesz kogoś lepszego. 
-Bredzisz w gorączce. 
-Wcale nie. 
-Rose, wbij sobie do głowy, że ja potrzebuję tylko ciebie. Nie chcę nikogo innego. 
-Nie Mike. Ja nie mogę ci tego zrobić. 
-Ale chociaż mnie nie unikaj. Nawet chyba nie masz jak. 
-W jakim sensie?
-Sam powiedziała, że możemy u niej zamieszkać. 
-Świetnie...- mruknęłam pod nosem. 
Pod wieczór wyszłam ze szpitala. Dali mi jakieś tabletki na wzmocnienie, bo straciłam dużo krwi, i poszliśmy do domu. Nic nie zjadłam, tylko od razu położyłam się do łóżka. W środku nocy obudziłam się z krzykiem. 
-Rose! Co się stało?
-Miałam... Zły sen...
Kucnął obok łóżka. 
-Spokojnie. Już wszystko jest dobrze. Co ci się śniło?
-Sierociniec sprzed lat. Nie chcę tam wracać. 
Michael usiadł na brzegu materaca i przytulił mnie. 
-Nie wrócisz. Nie pozwolę na to. 
-Obiecujesz?
-Obiecuję. Mam z tobą zostać?
Pokiwałam głową. Mike położył się obok mnie i przyciągnął do siebie. Zasnęłam szybciej, niż poprzednio. Kiedy się rano obudziłam, on jeszcze spał. Miałam okazję, żeby na niego popatrzeć. Kochałam go, ale nie mogłam pozwolić, żeby przeze mnie cierpiał. Musiałam go jakoś zniechęcić do mnie. Nagle otworzył oczy i posłał mi czarujący uśmiech. 
-Dzień dobry. Jak się spało?
-Lepiej. Dzięki, że ze mną zostałeś. 
-Cała przyjemność po mojej stronie. 
Ubrałam się potem, umyłam i zeszłam na śniadanie. Wszyscy już tam byli. 
-I jak tam gołąbeczki? Jak się spało?- zapytała Sam z uśmieszkiem na twarzy.
-Mike tylko ze mną został, bo nie mogłam spać- wytłumaczyłam.
Zobaczyłam jego minę kątem oka. Był zawiedziony. Nie mogę pozwolić, żeby dalej mnie kochał. Nie zepsuję mu życia, nie mogę. Jest dla mnie zbyt ważny. Minęło kilka miesięcy. Pewnego ranka zrobiłam sobie herbatę i po śniadaniu wyszłam z Dżarim do lasu. Po jakimś czasie usłyszałam za plecami:
-Mógłby tak biegać cały dzień.
Stał tam Michael, oparty o drzewo z rękami założonymi na piersi. Podszedł do mnie i stanął obok. 
-Ładnie tu. 
-To moje ulubione miejsce do przesiadywania. 
Nagle ktoś uderzył mnie w głowę i światło zgasło. Obudziłam się w jakimś domku. Było ciemno i zimno. Nigdzie nie widziałam Michaela. 
-Nasza księżniczka się obudziła- usłyszałam głos. 
-Gdzie jest Michael? Co mu zrobiliście?
-Spokojnie. Twój chłoptaś jest w drugim pokoju. 
Ukląkł przede mną. 
-Czego chcecie?- zapytałam. 
-Trochę was tu przetrzymać. Może jakiś okup uda się za was wyciągnąć.
-Zrobiliście mu coś?
-Pytaliśmy się o ciebie, ale nic nie powiedział. Więc dostał parę razy w dziób. 
-Nie!
-Spokojnie. Teraz pora na ciebie. Powiesz nam parę rzeczy, a my nic ci nie zrobimy. 
-Nic wam nie powiem. 
-Ach tak?
Uderzył mnie parę razy w twarz. 
-A teraz?
Naplułam na niego. 
-Tak się nie dogadamy. 
Zawlókł mnie do innego pokoju. Potem rozebrał i... Po godzinie zostawił mnie. Ubrałam się obolała i znów skuli mnie płaczącą. W pewnej chwili wrzucili do tej samej celi Mika. Zakuli go obok mnie. Miał rozciętą wargę. Kiedy mnie zobaczył, płaczącą, przybliżył się i powiedział:
-Spokojnie. Jakoś stąd uciekniemy. Powiedz, skrzywdzili cię?
Pokiwałam głową. 
-On mnie...- nie przeszło mi to przez gardło. Mike się domyślił co chciałam powiedzieć. 
-Sukinsyn! Zabiję go! 
Zaniosłam się głośnym szlochem. 
-Ciii. Spokojnie. Jestem tu i nic ci już nie grozi. Obronię cię. 
Wtuliłam twarz w jego pierś. Nie mogłam przestać płakać. 
-Rose, masz wsuwkę do włosów?
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam ją z kieszeni. Mike zaczął grzebać coś w swoich kajdankach. W końcu się uwolnił. Potem dyskretnie zaczął rozkuwać mnie. Wziął mnie na ręce i zaczął się skradać. W pewnej chwili stanął. 
-I jak ta laska?
-Trochę się opierała, ale poza tym dałem sobie radę. Po małym numerku zaczęła ryczeć, ale już nie . A jak z tym gościem?
-Dałem mu jeszcze parę razy w mordę i już nie pyskował. Skurwiel jeden. 
Mike przemknął się dyskretnie obok nich i w końcu wyszliśmy na dwór. Zaczął biec w stronę domu. Po paru minutach, wbiegł tam z hukiem. 
-Gdzie wy byliście?! Co się stało?!
-Nie ma czasu! Muszę zawieść Rose do szpitala! Janet, pojedziesz ze mną?
-Jasne. Lecę po kluczyki. 
Mike spojrzał na mnie z troską i niepokojem. 
-Wszystko będzie dobrze. Janet już idzie. 
Mike usiadł ze mną z tylu, a jego siostra za kierownicą. Mocno się w niego wtuliłam. 
-Co się tam właściwie stało?- zapytała. 
-Powiem ci później. 
Dojechaliśmy do szpitala. Lekarka zaczęła mnie badać, kiedy Mike powiedział:
-Zaraz wrócę, dobrze?
Kiwnęłam niepewnie głową. Po paru minutach lekarka powiedziała:
-Wszystko jest w porządku. Nie ma żadnych urazów wewnętrznych. Może pani wracać do domu. 
Ubrałam się i wyszłam. Przed gabinetem Mike rozmawiał jeszcze z Janet. Kiedy mnie zobaczył, podszedł i zapytał:
-I jak? Wszystko dobrze?
Kiwnęłam głową. Pojechaliśmy z powrotem do domu. Przez całą resztę dnia, leżałam z Michaelem na kanapie. Nic nie jadłam, nic nie piłam i w ogóle się nie odzywałam. Leżałam tylko w jego objęciach. Przyszedł czas, żeby położyć się spać. Mike zaniósł mnie do łóżka i chciał wyjść. 
-Nie zostawiaj mnie...- zaczęłam płakać. 
-Jestem tu. Nie płacz. 
-Ja nie chcę, żeby on tu wrócił...
-Nie wróci. Nie pozwolę, żeby cię znów skrzywdził. 
Położył się obok. Głaskał mnie delikatnie po plecach.
-Co masz zamiar teraz zrobić?- zapytałam.
-Z nim? 
Pokiwałam lekko głową.
-Jak znajdę tego, który ci to zrobił, zabiję skurwysyna!- wybuchnął. Spojrzałam na niego przerażona- Przepraszam, już nie będę krzyczał. 
-Nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego. Nie mam zamiaru oglądać cię za kratkami.
-A ja nie mam zamiaru tam trafić. Spokojnie, wiem co robię. 
-Bałam się.
-Ja też.
-Ty?
-Bałem się, że cię stracę. 
-A ja, że coś ci zrobią. 
-Naprawdę?- zapytał zaskoczony.
Przytaknęłam. Nagle nachylił się lekko nade mną. Nie bałam się. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi. Poczułam nacisk na ustach. Całował mnie delikatnie. Jego usta były ledwo wyczuwalne. Położył jedną dłoń na moim biodrze. Po chwili spojrzał mi w oczy. 
-Teraz na pewno nie wyjdę- zaśmiał się.
-Nawet nie próbuj- przyciągnęłam go do siebie i zatonęliśmy w pocałunku. 
-A skąd ta nagła zmiana poglądów?- zapytał.
-Bo zrozumiałam w końcu, że nie mogę bez ciebie żyć...
-Nareszcie. Wiesz jak długo na to czekałem?
-Pewnie długo, Puchatku.
-Brakowało mi tego, jak nazywasz mnie Puchatkiem. Ale pamiętaj, że głodny niedźwiadek jest niebezpieczny. 
-Cieszę się, że ze mną jesteś. 
-Ja też królewno. Ale teraz już śpij- pocałował mnie w czoło. 
Zamknęłam oczy. Minęły dwa następne miesiące. Byłam bardzo nieśmiała i obawiałam się wielu rzeczy. Miałam uraz po tym... zdarzeniu. Ciągle widziałam go przed oczami. W końcu jakoś się tego pozbyłam. Michael był ze mną cały czas. Nie mogliśmy bez siebie żyć. To dla mnie jak żyć bez powietrza. Pewnego ranka Mika nie było obok mnie. Ubrałam szlafrok i zeszłam do kuchni. Mój ukochany stał przy blacie w samych spodniach. Reszta jeszcze spała. Chyba mnie nie zauważył. Zakradłam się i objęłam go od tyłu. 
-A co robi mój kochany niedźwiadek?- zapytałam.
-Szykuję kotkowi śniadanie- cmoknął mnie w usta- Jak się spało?
-Dobrze. 
-Siadaj, zaraz podam. 
Zajęłam miejsce przy stole. Po chwili Mike postawił przede mną tosty z serem i usiadł naprzeciw mnie. 
-Smacznego.
Kiedy spróbowałam, powiedziałam zachwycona:
-Są świetne.
-Cieszę się, że ci smakują.
-Tak, ale...
-Ale?
Wstałam i usiadłam mu na kolanach.
-Ty jesteś smaczniejszy- szepnęłam mu do ucha.
-Jestem smaczniejszy od tostów?- zaśmiał się.
-Tak.
-A może tak od czekolady?
-Nie rozpędzaj się tak. Na razie zostańmy przy tostach.
-Osz ty!
Zaczęłam uciekać. Złapał mnie przy schodach i przerzucił sobie przez ramię.
-Mike! Postaw mnie na ziemi!- zaśmiałam się.
-To odwołaj to, co powiedziałaś!
-No dobrze. Odwołuję!
Postawił mnie i odgarnął kosmyk moich czarnych włosów, który spadał mi na oczy. Pod wieczór, po kąpieli, zmierzałam do pokoju. Nagle poczułam słodki zapach dochodzący zza drzwi. Kiedy je otworzyłam, czekała mnie niespodzianka...

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział VI

Wyszłam w końcu z pokoju. Mike siedział pod drzwiami, i kiedy mnie zobaczył, zerwał się na równe nogi. Złapał mnie w objęcia i zaczął głaskać po włosach.
-Kochanie, przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć.
Nagle odsunął się lekko ode mnie i spojrzał na swoją brudną od krwi koszulę. Potem zszokowany, skierował wzrok na moje przedramię. Złapał je delikatnie.
-Jezu, przepraszam...- upadł na kolana i rozpłakał się- Ja naprawdę nie chciałem... Boże, to wszystko moja wina.
Ja również osunęłam się na ziemię przed nim. Złapałam jego twarz w dłonie i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
-To nie jest twoja wina. To przeze mnie.
Parę jego łez skapnęło na moją ranę.
-Ciiiii. Nie możesz się za to obwiniać- tłumaczyłam mu.
-Rose, kocham cię. Ja nie chciałem...
-Wiem o tym.
Po chwili ciszy powiedziałam:
-Mike, ja muszę odejść...
-Co...?
-Muszę odejść- powtórzyłam.
-Po co? Dlaczego?
-Bo wiem, że bardzo chcesz mieć dzieci, a one potrzebują matki.
-Jeżeli ceną dzieci jest utrata ciebie, to się nie zgadzam.
-Mike, kochanie. Kocham cię najbardziej na świecie. Ale tak będzie lepiej.
-Nie będzie. Ja nie przeżyję bez ciebie. Bez twojego dotyku, spojrzenia, uśmiechu... pocałunku. Ja nie dam rady...
-Dasz. Znajdziesz kogoś, kto będzie mógł mieć z tobą dzieci i będziesz szczęśliwy. Niedługo o mnie zapomnisz.
-Ja nie chcę o tobie zapomnieć. Za bardzo cię kocham.
-To jeżeli mnie kochasz, to daj mi odejść.
-Ale... ja nie potrafię...
-Potrafisz.
Po chwili ciszy zapytał:
-Kiedy niby masz zamiar wyjechać?
-Jutro z samego rana.
-Rose, ja nie chcę cię stracić.
-Mi też jest ciężko, ale dasz sobie radę- kiedy zobaczyłam jego smutną minę, dodałam- Mój kochany Puchatku.
Kątem oka zobaczyłam załamaną Elisabeth, a obok niej Janet. Obie miały twarze mokre od płaczu. Następnego ranka, zanim wyjechałam na dworzec, stałam przed drzwiami wyjściowymi. Elisabeth płakała najgłośniej. Przytuliłam ją.
-Odwiedź nas kiedyś.
-Obiecuję- wiedziałam, że szanse są nikłe, ale nie chciałam pogarszać sytuacji.
-Odezwij się do mnie czasem- wyszlochała Janet.
-Nie ma sprawy. Mam twój numer, więc nie zapomnę.
Kucnęłam przy Dżarim, który wyglądał, jakby ktoś zasadził mu w nos. Też był smutny.
-Nie przejmuj się. Zawsze będziesz moim ulubionym tygrysem- pogłaskałam go po czubku głowy.
W końcu przyszedł czas na najtrudniejsze pożegnanie. Stanęliśmy twarzą w twarz. Mike miał ręce założone na piersi, ale w jego oczach widziałam łzy. Co prawda świetnie je wstrzymywał, ale przede mną nie mógł tego ukryć. Nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. Poczułam, jak oczy zaczynają mi się szklić. Spuściłam głowę. Michael zdjął ręce z piersi i ujął mój podbródek, żebym na niego spojrzała.
-Nie musisz wyjeżdżać- szepnął mi.
-Muszę.
-Rose, damy sobie radę. We dwoje.
-Mike, nie może być nas... Musisz być ty. Musisz ułożyć sobie życie na nowo. Beze mnie...
-A co, jeżeli ja nie chcę?
-Chcesz, tylko musisz to sobie uświadomić.
-Pamiętasz, jak wtedy w szpitalu powiedziałaś, ze zawsze będziesz przy mnie?
-Mike, nie utrudniaj tego.
-To powiedz, że mnie nie kochasz. Wtedy dam ci spokój.
Nic nie odpowiedziałam. Nie mogłam tego powiedzieć. Kochałam go całym sercem i rozbiło by się, gdyby te słowa wypłynęły z moich ust. Co prawda, ledwo wytrzymywało obecną chwilę, ale nie chciałam tego pogarszać. Zbliżył się do mnie, położył dłoń na moim policzku i pocałował. Nie mogłam go odepchnąć. Tak bardzo go pragnęłam. Chciałam, żeby był przy mnie w każdej chwili. Chciałam słyszeć jego głos, czuć jego dotyk, jego zapach i ciepło ciała. Kurczowo złapałam się jego koszuli. Kiedy skończyliśmy się całować, dalej trzymałam materiał w dłoniach i patrzyłam się w dół. Michael przyłożył swoje czoło do mojego.
-Rose, powiedz, że mnie kochasz- wyszeptał z nadzieją.
-Kocham cię...
-To zostań.
-Michael, ja... naprawdę nie mogę- powiedziałam łamiącym się głosem.
-Błagam cię. Moje życie nie ma bez ciebie sensu...
-Na pewno ma. Tylko musisz go znaleźć.
-Znalazłem już, ale właśnie odchodzi.
Po chwili ciszy, ścisnęłam jego dłoń i pozwalając, aby łzy spływały mi po twarzy, cmoknęłam go ostatni raz w usta.
-Żegnaj...- szepnęłam.
Wzięłam swoje rzeczy i wsiadłam do taksówki. Nagle wszystkie obrazy naszych wspólnych chwil zaczęły do mnie wracać. Kochałam go tak bardzo. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego, ale zasługiwał na kogoś o wiele lepszego. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne. Pojechałam na peron. Wiedziałam, gdzie chcę się udać. Moja kuzynka mieszkała niedaleko. Nigdy do niej nie pojechałam, kiedy byłam sama, ale wiedziała, że jesteśmy rodziną i zawsze była chętna do pomocy. Po trzech godzinach, zapukałam do jej drzwi.
-Już idę!
Zobaczyłam nagle młodą brunetkę.
-Rose?!
-Cześć Sam.
-Coś się stało?
-Tak, ale to nie jest rozmowa na stanie w drzwiach...
-O jasne, wybacz. Wejdź.
Rozebrałam się, Sam zrobiła herbatę i usiadłyśmy w salonie.
-Jak w ogóle mnie poznałaś? Nie widziałyśmy się od dzieciństwa.
-Intuicja. Rodzinę zawsze poznam. Ale opowiadaj, co się stało.
-Więc... przez jakiś czas byłam szczęśliwa, ale musiałam to przerwać.
-Znalazłaś sobie faceta?
Pokiwałam głową.
-Kochałaś go?
-Jak nikogo innego- odrzekłam.
-To dlaczego to skończyłaś?
-Bo on zasługiwał na kogoś lepszego.
-Dlaczego tak mówisz?
-Bardzo chcę mieć dzieci, ale kto to widział matkę, która się cięła i próbowała zabić?
Nagle zobaczyłam, że ktoś do mnie dzwoni. Mike... Odrzuciłam połączenie. Niestety Sam zauważyła imię, które się wyświetliło.
-To on? Od niego odeszłaś?
-Tak.
-Michael. Ładne imię. Zupełnie jak...
-Michael Jackson- dokończyłam za nią.
-Dokładnie! Ale skąd wiedziałaś?
Spojrzałam na nią.
-Zgadywałam...
-Za takiego Jacksona to dałabym się zabić. A jak się rusza. Musi pewnie świetnie całować.
-Całuje tak namiętnie, że kolana miękną.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tak przypuszczam.
Wzruszyła ramionami i włączyła telewizor. Leciały właśnie wiadomości. 
-Gwiazda estrady - Michael Jackson - odwołał koncert w Berlinie. Podobno jest załamany po stracie swojej ukochanej. Niestety nie wiemy kim była wybranka piosenkarza. Nie znamy jej tożsamości. Będziemy państwa o wszystkim na bieżąco informować. 
Od razu posmutniałam. Sam to zauważyła i zapytała:
-Co jest mała?
-A obiecasz, że nikomu nie powiesz?
Pokiwała głową. 
-Więc... Wiem kto był wybranką Michaela. 
-Serio? Kto?
-Ja...
-Ty?!
-Owszem. 
-Żartujesz. 
-Chciałabym. Nie wierzysz mi?
-Powiedzmy, że wierzę. Ale... Dlaczego w takim razie od niego odeszłaś?
-Mike bardzo chciał mieć dzieci w przyszłości, a ze mnie nie byłaby dobra matka. Powiedziałam, że znajdzie sobie kogoś innego. 
-A on co?
-Był zrozpaczony. Nie chciał, żebym wyjeżdżała ale musiałam to zrobić. 
-Ile ze sobą byliście?
-Parę miesięcy. 
-A czy... No wiesz...
-Czy byłam z nim w łóżku? - Sam pokiwała głową - Znaczy, spałam z nim, ale nie robiliśmy tego. Leżeliśmy razem i zasypialiśmy. Do niczego wiecej nie doszło. 
-Żałujesz tego?
-Że z nim tego nie zrobiłam? Nie. Wtedy pewnie byłoby mi ciężej odejść, a on gorzej by to zniósł. Dobrze, że nie zdążyliśmy. 
-Tęsknisz za nim?
-Bardzo. 
-A dobrze cię traktował?
-Jak księżniczkę. 
-Chcesz o tym porozmawiać?
Pokręciłam głową. 
-To w takim razie chodź na górę. Przygotuję ci pokój. 
Posłusznie podreptałam za Sam. Po rozpakowaniu się, usiadłam na łóżku. W gardle miałam wielką gulę. Kochałam go jak nikogo innego. Był moją podporą. Ale muszę mu dać żyć po swojemu. Będzie miał w przyszłości dzieci, żonę i wielki dom. Ciekawa jestem, co powiedzą sąsiedzi, kiedy zobaczą w ogrodzie obok wielkiego tygrysa. Zaśmiałam się w duchu. Nagle z kieszeni wyciągnęłam prezent od niego. Naszyjnik, który mi podarował na Święta Bożego Narodzenia. Taka mała rzecz, a ile wspomnień. Czy to naprawdę musi tak boleć? Chętnie bym się teraz do niego przytuliła, pocałowała albo tylko porozmawiała. On był całym moim życiem. Ale musiał poukładać swoje. Nagle zadzwoniła Janet:
-Rose?
-Janet? Coś się stało?
-Chciałam tylko wiedzieć, czy dojechałaś bezpiecznie na miejsce. 
-Tak, dziękuje za troskę. A co u ciebie?
-Nie za dobrze. Mike miał już pierwszą myśl samobójczą. Muszę go pilnować. On chce z tobą porozmawiać. Dać ci go?
-Daj. 
Po chwili usłyszałam ten anielski głos, który kochałam. 
-Rose?
-Jestem. 
-Dobrze cię słyszeć. 
-Jak się czujesz?
-Bez ciebie? Jakbym nie miał sił do życia.
-Nie mów tak. Wiesz, dlaczego tak zrobiłam, prawda?
-Tak. Miałaś mnie dość...
-Wcale nie. 
-Nie kochałaś mnie... Prawda?
-Michael, kochałam cię, dalej kocham i zawsze kochać będę. Chciałam, żebyś mógł mieć dzieci z kimś, kto jest ciebie wart. Żebyś kogoś na nowo pokochał. 
-Ale ja kocham tylko ciebie... Wróć do mnie Rose... Błagam cię...
-Mike. Ja... Ja nie mogę... Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał. 
-Teraz cierpię bez ciebie... 
-Michael. Proszę, nie mów tak. Nie mogę pozwolić, żebyś się przekonał jak kończy się bycie ze mną. Poukładaj sobię życie na nowo. Chce, żebyś był szczęśliwy. 
-Będę, jeżeli wrócisz i dasz nam szansę. Tylko o to proszę. Rose. Powiedziałaś, że zawsze przy mnie bedziesz. Gdzie jesteś, kiedy najbardziej cię potrzebuję? Kocham cię. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. Bez ciepła twojego ciała. Bez tonu twojego głosu i rytmu serca. Bez ciebie jestem nikim. Chce cię mieć przy sobie. Twoje miejsce jest u mego boku. Jeżeli powiesz, że mnie nie kochasz, to dam ci spokój. 
-Nie mogę tego powiedzieć. Kocham cię jak nikogo innego na świecie. Ale zrozum, że będzie ci lepiej beze mnie. 
-Nie mów tak, kochanie. Damy sobie radę. Zaufaj mi. 
-Michael, proszę. Nie rób mi tego. 
-To wróć do mnie. Zależy mi na tobie. 
-Mi na tobie też, ale... Przepraszam cię... Musisz sobie poradzić beze mnie. Żegnaj Mike. 
Rozłączyłam się. Serce mnie bolało, kiedy słyszałam jego smutny głos. Ale nie mogłam wrócić. Nie mogłam mu tego zrobić. Zaczęłam płakać. Nagle weszła Sam. 
-Rose, kolac... Co sie stało?
Zaniosłam się jeszcze większym szlochem. Sam usiadła obok mnie i przytuliła. 
-Tesknisz za nim, prawda? 
Pokiwałam głową. 
-Właśnie dzwonił...
-I co mówił?
-Że mnie kocha i żebym do niego wróciła. I że jego życie jest bez sensu beze mnie. Jego siostra powiedziała, że już miał myśl samobójczą. 
-Nie płacz. Chodź na kolację. 
Po posiłku poszłam pod prysznic. Nie mogłam zasnąć. Ciągle miałam go przed oczami. W końcu nastał ranek. 
-Chcesz ze mną iść do pracy?
-Jako asystentka dziennikarki?
-Tak. A co?
-Nie nic. Mogę pójść. 
-To jedz i chodź. 
Sam robiła wywiady z różnymi sławnymi osobami. Nie interesował jej sport czy dział kulinarny. 
-Tyko pamiętaj, że tu o pumę w mieście nie jest trudno. Więc uważaj. 
Pojechałyśmy do readkcji. Nikt nie miał za złe, że przyszłam razem z Sam. 
-Jestem ich szefową. Nie mają czego się czepiać- wytłumaczyła mi. 
-Niezła z ciebie szycha. 
-Ty chodzi o szacunek. Mam dzisiaj trochę papierkowej roboty. 
Przez trzy godziny pomagałam jej z papierami. Powiedziała, żebym w końcu odpoczęła. Poszłam do miasta, żeby je sobie pooglądać. Nagle usluszałam za plecami warknięcie. Stała tam puma. Jak zawsze mam takie szczęście, że proszę siadać. Zaczęła się do mnie zbliżać. W końcu skoczyła, ale ja zrobiłam unik w tył. Niestety miałam cztery krwawe głębokie szramy na przedramieniu. Już miała mnie wykończyć, kiedy usłyszałam ryk. Spojrzawszy tam, dostrzegłam biegnącego tygrysa. Dżari?! Rzucił się na pumę i dał jej nieźle w kość. Potem podszedł do mnie i tracił nosem moją rękę. Delikatnie ją polizał. 
-Cieszę się, że cię widzę. Chodźmy do mnie. 
Zabrałam tygrysa do domu. Usiadłam z nim w salonie. 
-A więc, przyniosłeś mi jakaś wiadomość?
Pokręcił łbem. 
-Michael tu jest?
Znów zaprzeczył. 
-Uciekłeś im?
Zamruczał. 
-Ja też się stęskniłam, ale nie możesz tak uciekać. Taki kawał biegłeś?
Znowu mruczenie. Nagle zadzwonił telefon. 
-Janet?
-Rose. Dobrze, że odebrałaś. Dżari nam uciekł. 
-Wiem. Jest właśnie u mnie. 
-Świetnie. To może po niego przyjedziemy? 
-Ale teraz? 
-Nie. Przy okazji. 
-No dobrze. To ja się nim na razie zajmę. 
-Dziękujemy ci. Michael chce z tobą porozmawiać. 
-Janet wybacz, ale ja nie mogę z nim już zamienić słowa. To mnie za bardzo boli. Jego pewnie też. 
-Jego boli tylko to, że ciebie tutaj nie ma. Wszyscy za tobą tęsknią. 
-Ja za wami też, ale...
Urwałam, bo zrobiło mi się słabo. Upadłam i tyle pamiętam. Obudziłam się z bólem głowy. Nade mną stała jakaś postać. 
-Rose!
-Sam?
-No a kto inny? Jak się czujesz?
-Lepiej. Już lepiej...
-A mam takie małe pytanie do ciebie. CO ROBI TYGRYS W MOJEJ KUCHNI?!
-Pewnie sprawdza zawartość lodówki- zaśmiałam się. 
-To nie jest zabawne. 
-Wybacz. To tygrys Michaela. 
-Kobieto! Ukradłaś mu tygrysa?!
-Nie. On sam za mną tu przybiegł. I gdyby nie Dżari, to bym pewnie była przekąską pumy. 
-Właśnie widzę. Chodź. Zabandażuję ci to. 
Pod wieczór usiadłam ze zdjęciem mnie i Mika. Dżari leżał obok mnie na kanapie. Kiedy zobaczył, że jestem smutna, położył łapę na mojej łydce. 
-Nie jestem smutna. Tylko trochę zmęczona- skłamałam. 
Zaskomlał. Tak, tygrys też może zaskomleć. Znowu zrobiło mi się słabo. Tym razem obudziłam się w szpitalu. Widziałam zamazane twarze. Czy to... To niemożliwe!...

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział V

Podłoga i łóżko było zasłane płatkami róż. Tak, jak się spodziewałam, Michaela przy mnie nie było. Ubrałam szlafrok, zeszłam do kuchni i zobaczyłam stół z goframi w kształcie serduszek, kakaem i świeczką na środku.
-Cały Michael- pomyślałam.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu w pasie i przyciąga do siebie.
-A co to? Moje słoneczko już wstało?
-Najwyraźniej mój Puchatku.
-Puchatku? Dlaczego tak?
-Bo on też miał swoje zapasy- poklepałam go po brzuchu żartobliwie.
Zaśmiał się. Chciałam wyjść z jego uścisku, ale on go tylko zacieśnił.
-Widzę, że Puchatka już się nie całuje na dzień dobry.
Cmoknęłam go w usta.
-Mogę już iść?- zapytałam.
-Teraz tak.
Usiadłam na krześle. Mike zajął miejsce naprzeciw mnie.
-Michael, a gdzie jest Janet?
-Ona wstaje bardzo wcześnie. Zjadła już i poszła do miasta.
-A te świeczki i gofry?
-A co? Nie można już swojej dziewczynie niespodzianki zrobić?- zapytał z uśmiechem.
-Czegoś oczekujesz?
-Możliwe.
Wstałam, podeszłam do niego zalotnie i usiadłam mu na kolanach.
-Hm. To wiedz, że na razie ci się to nie uda- szepnęłam mu do ucha.
Przycisnął mnie mocniej do siebie i teraz to on wyszeptał do mnie:
-Może jednak mam jakąś szansę?
-Nie sądzę.
Zaśmialiśmy się i wpił się w moje wargi. Nagle weszła Janet:
-Nie przeszkadzajcie sobie, w ogóle mnie tu nie ma!
Uśmiechnęliśmy się i zeszłam mu z kolan. Po śniadaniu zaczęliśmy ćwiczyć z Michaelem chodzenie bez kul. Szło mu nawet dobrze. Musiał się mnie trzymać, ale stawiał już pewne kroki.
-To nie ma sensu- opadł na kanapę- Już nigdy nie będę normalnie chodził.
Usiadłam obok.
-Jeżeli będziesz tak mówił, to na pewno. Nie łam się, damy sobie radę. Razem.
Spojrzał na mnie. Zaczął unosić się na rękach, a po chwili stał już na nogach. Stanęłam przed nim i wyciągnęłam ręce. Zrobił niepewny krok w moją stronę.
-Bardzo dobrze.
Następny. Szło mu coraz lepiej.
-O to chodzi. Powoli.
W końcu doszedł do miejsca, gdzie stałam. Radosny, przytulił mnie.
-Co ja bym bez ciebie zrobił, kocie?
-Pewnie siedziałbyś na kanapie, Puchatku.
-Jesteś moim aniołkiem. Dzięki tobie, może uda mi się chodzić.
Po chwili wtopił się w moje usta. Objęłam go za szyję, a on zaczął delikatnie podwijać moją koszulkę. Potem jego pocałunki przeniosły się na moją szyję i ramiona. Zaczęłam rozpinać jego koszulę. Jego oddech stał się cięższy i szybszy. Pociągnął mnie za sobą na kanapę i posadził na swoich kolanach. Zdjął moją bluzkę i rzucił ją na fotel obok. Przejechałam dłońmi po jego torsie i oplotłam jego kark ramionami. Westchnął cicho i pogłębił nasz pocałunek. Nagle rozległ się dzwonek.
-Kto, do cholery?!- zdenerwował się.
Pocałowałam go lekko na uspokojenie. Potem zeszłam z jego kolan i ubrałam koszulkę. On również zaczął zapinać swoją. Otworzył drzwi, a w nich stał zaprzyjaźniony listonosz Michaela.
-Cześć Mike. Nie w porę?
-Już trudno. Co dla mnie masz?
-Tylko list.
Wręczył mu kopertę i poszedł. Mike zamknął drzwi i otworzył list, wyciągając zawartość.
-Od kogo to?- zapytałam.
-Od mojego brata. Tito pisze, że jest na Hawajach.
-Coś jeszcze?
-W zasadzie to nie.
-To... - podeszłam do niego powoli, ruszając zalotnie biodrami- Na czym skończyliśmy?- złapałam go za kołnierzyk.
Michael uśmiechnął się, rzucił list na ziemię i objął mnie w pasie, zatapiając się w moich ustach. Potknęliśmy się i upadliśmy na kanapę. Zaśmiałam się, a Mike pogłaskał mnie po policzku. W końcu nadszedł wieczór. Byliśmy oboje w łóżku. Mike leżał na plecach, a ja na boku, podpierając głowę ręką. Głaskałam jego policzek.
-Kocham cię- odrzekł w pewnej chwili.
-Ja ciebie też, Puchatku.
Pocałowałam go delikatnie. Leżał w samych spodniach. Przejechałam dłonią po jego piersi. Nagle na łóżko, obok mnie, wskoczył Dżari. Zaśmiałam się i pogłaskałam go po karku.
-Zawsze musi nam ktoś przeszkodzić- powiedział rozbawiony Mike.
-To tylko tygrys. Bądź wyrozumiały.
-Jestem, ale moja cierpliwość też się kończy- wymruczał mi do ucha.
-Ciekawa jestem, jak to wygląda, kiedy ktoś przeciągnie strunę.
-Nie chcesz wiedzieć- szepnął mi do ucha.
-A co, jeśli tak?- zaśmiałam się i go pocałowałam.
Dżari nagle warknął i położył mi łapę na łydce. Odkleiłam się od Mika i podrapałam go za uchem.
-Chyba nie jest nam pisanie, żeby dzisiaj się migdalić- odrzekł.
-Najwyraźniej. Ktoś tu chyba jest zazdrosny- spojrzałam na tygrysa.
Zamruczał. Mike objął mnie ramieniem i zasnęliśmy. Następnego ranka obudziłam się z Michaelem u boku, ale również i z tygrysem. Wyszłam po cichu z łóżka, nie budząc żadnego i ubrana zeszłam na dół . Zaczęłam robić już kawę i myślałam nad czymś do jedzenia. Tylko nie miałam pojęcia co przygotować. Może jajecznicę ze szczypiorkiem. Tak, to będzie dobry pomysł. Właśnie leciała w radiu piosenka zespołu Nickelback "Lullaby". Pomyślałam, jak bardzo chcę mieć dziecko. Ale kobieta, która się cięła nie będzie dobrą matką. Poszczęściło mi się, że ktoś taki jak Michael w ogóle mnie pokochał. Ale on na mnie nie zasługuje. Powinien mieć kogoś, kto będzie odpowiedni dla jego pociech. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. W tej chwili do kuchni wszedł Dżari, a za nim Michael.
-Dzie...- urwał, bo zobaczył moje mokre policzki.
Podszedł do mnie, objął w pasie, przytulił i zapytał:
-Co się stało, kochanie?
Ścisnęłam w rękach jego koszulę i zaniosłam się szlochem.
-Ciiiii. No już. Powiedz, o co chodzi?
-No bo... no bo wiem, że chcesz mieć kiedyś dzieci. A ja nie będę dobrą matką. Zasługujesz na kogoś lepszego...
-O czym ty mówisz? Ja nie chcę nikogo innego w swoim życiu. Kocham tylko ciebie. I dlaczego sądzisz, że nie nadajesz się na rodzica?
-A która normalna kobieta się cięła i próbowała zabić?
-Ta, która jest dla mnie najważniejsza na świecie. Rose, damy sobie radę. Razem. Będziesz kiedyś świetną matką.
-Ty będziesz świetnym ojcem.
-Bardzo bym chciał. Ale to jeszcze nie teraz. Na razie zajmijmy się śniadaniem.
Po zjedzeniu posiłku, oglądaliśmy całą piątką film w salonie. Ja, Michael, Janet, Elisabeth i Dżari. Przez cały dzień myślałam o dzieciach. Nie dawałam po sobie poznać, że jestem zdołowana, chociaż Michael widział, że coś się dzieje.
-Wszystko gra?- zapytał.
-Tak, jasne.
-Wydajesz się jakaś smutna.
Złapałam jego dłoń.
-Nie, wszystko w porządku, Puchatku- uśmiechnęłam się.
-Na pewno?
-Tak. Nie ufasz mi?
-Ufam, jak nikomu innemu, ale martwię się o ciebie.
-Nie musisz. Jestem dorosła i dam sobie radę.
-To my pójdziemy może do kuchni, a wy tu porozmawiajcie- powiedziała Elisabeth i, razem z Janet, wyszły.
-Może i jesteś dorosła, ale jestem za ciebie odpowiedzialny.
-Nie jesteś. Michael, kocham cię, ale nie możesz się o mnie, aż tak troszczyć.
-Zachowujesz się trochę, jak małe dziecko...
Do oczu napłynęły mi łzy.
-Przepraszam, ja nie chciałem tego powiedzieć...
Uciekłam na górę.
-Rose, zaczekaj!
Zamknęłam się w pokoju.
-Rose, tylko nie rób nic głupiego- błagał mnie pod drzwiami Mike.
Szlochałam cicho. Nagle coś błysnęło. Żyletka leżała koło szafki. Pewnie jej nie wyrzuciłam, ale teraz tego nie żałuję. Okej Rose. Szybka decyzja. Cięcie się, czy odstawienie tego. W końcu wybrałam...

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział IV

Podczas mojego spotkania z Axlem, zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Rose! Tu Elisabeth! Michael jest w szpitalu!
-W szpitalu?! Jak to?! Co się stało?!
-Miał wypadek, jak jechał do Michelle!
-Już jadę do niego.
Kiedy rozłączyłam się, Axl zapytał:
-Co się stało?
-Mike jest w szpitalu. Podwieziesz mnie?
-Jasne.
Wsiedliśmy do auta. Kiedy stanęliśmy przed jego salą, Axl złapał moją dłoń.
-Rose, chcę ci tylko powiedzieć, że ten miesiąc, który spędziliśmy razem, był najlepszym w moim życiu. Ale widzę, że kochasz Michaela... i chcę, żebyś była z nim szczęśliwa.
-Ale ja jestem szczęśliwa z tobą...
-Cieszy mnie to, ale ja ci się podobam. A kochasz Michaela. No, leć do niego. Powiedz mu, co czujesz.
Cmoknęłam go ostatni raz w usta i weszłam do sali. Usiadłam obok leżącego Mika.
-Cześć- powiedziałam.
-Cześć...
-Nie ma z tobą Michelle?
-Nie. Ona... zostawiła mnie...
-Dlaczego?
-Bo możliwe, że nie będę już tańczył, a ona uważa, że wtedy zakończę moją karierę i powiedziała, że nie chce być z takim kimś...
-Pusta suka. Jak ona mogła?
-Najwyraźniej nie byłem jej wart.
-Michael, żartujesz? Ona nie była warta ciebie.
-Dziękuję, że tak mówisz. A gdzie jest Axl?
-My... zerwaliśmy.
-Co? Dlaczego?
-Bo ja kocham ciebie.
Nachyliłam się nad nim i delikatnie pocałowałam. Poczułam, jak Mike kładzie mi rękę na plecach i przyciska do siebie. Nagle syknął z bólu.
-Przepraszam...
-Nic się nie stało.
Znowu mnie pocałował. Po chwili odkleiliśmy się od siebie. Pogłaskał mnie po policzku.
-Rose, ja muszę ci coś powiedzieć.
-Słucham.
-Też cię kocham.
Uśmiechnęłam się i przytknęłam swoje czoło do jego. Złapałam jego dłoń i ścisnęłam ją.
-Na razie będę chodził o kulach. Będę dla ciebie ciężarem.
-Nie będziesz. Nie jestem jak Michelle. Zostanę z tobą do końca świata.
-Ja... nie kochałem Michelle. Chciałem tylko, żebyś była zazdrosna...- powiedział ze skruchą.
-I byłam. Uwierz mi. Chciałam rozszarpać ją na kawałki.
-Dziękuję, że przy mnie jesteś.
Cmoknęłam go w czoło.
-I zawsze będę. Kocham cię- szepnęłam.
-Ja ciebie też.
Tydzień później wypisali Mika ze szpitala. Pojechaliśmy taksówką do domu. Pomogłam mu wyjść z auta z kulami i poszliśmy od razu do sypialni, żeby mógł odpocząć. Pospał jakieś dwie godziny i zszedł sam do kuchni. Robiłam właśnie z Elisabeth kolację. Podszedł do mnie powoli i cmoknął w policzek.
-Usiądź, zaraz będzie gotowe- uśmiechnęłam się do niego.
-Może wam pomóc?
-Nie trzeba. Damy sobie radę, a ty siadaj, bo rozmyślę się i nic nie zjesz.
-Mogę zawsze zjeść ciebie, ale nie powinno zaczynać się od deseru- odrzekł.
Zarumieniłam się. Po chwili podałam mu talerz z jedzeniem.
-Świetne- powiedział i pogłaskał moją dłoń.
Nadchodziła zima, a wraz z nią również i święta. Miałam trochę swoich oszczędności, które uzbierałam. Czas pomyśleć, co kupić Mikowi i Elisabeth. Elisabeth kupię nowy tomik jakiegoś romansidła. Gorzej z Michaelem. Co można sprezentować gwieździe muzyki? Poszłam więc do sklepu. Były tam rzeźby, obrazy, świeczniki, ale jedna rzecz najbardziej przykuła moją uwagę. Mała, grająca pozytywka. W środku znajdowało się duże serce z napisem "Zawsze przy tobie". To będzie idealne. Kupiłam więc ją i poszłam do domu. Od razu przy wejściu natknęłam się na Mika.
-Cześć słoneczko. Co tam masz?
Schowałam prezent za plecami.
-Nic takiego.
-Przecież widzę. Co to jest?
-Dowiesz się w swoim czasie.
Zaczął delikatnie muskać nosem moje ucho.
-Jestem cierpliwym człowiekiem, ale też mam swoje granice. Pamiętaj o tym- wymruczał zmysłowo.
-Pamiętam, a teraz wybacz, ale muszę iść.
-Gdzie?
-Do pokoju.
-Pójdę z tobą.
-Nie ma takiej potrzeby. Niedługo zejdę.
Zamknęłam się w sypialni i zaczęłam pakować prezent. Jeszcze dwa dni i Boże Narodzenie. Potem dokładnie go schowałam, żeby Mike go nie znalazł, i zeszłam na dół do salonu. Siedział tam i oglądał film. Zajęłam miejsce obok niego i przytuliłam się.
-Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie w stosunku do ciebie i Axla. Nie powinienem się wtrącać.
-Nic się nie stało. Rozumiem cię. Chciałeś dobrze.
-Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Kocham cię.
-Ja też cię kocham.
-Ech. Boję się tylko, że nie będę już mógł normalnie chodzić. Nie chcę być dla ciebie ciężarem.
Złapałam jego twarz w dłonie i popatrzyłam mu w oczy:
-Michael. Nie jesteś i nigdy nie będziesz dla mnie ciężarem. Zawsze będę przy tobie, nieważne co się stanie.
Pocałowałam go delikatnie. Dwa dni później obudziłam się ze świątecznym humorem. Michaela nie było przy mnie w łóżku. Ubrałam więc szlafrok i zeszłam do kuchni. Robił właśnie śniadanie. Podrzucał naleśniki, kiedy mnie zobaczył.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Sam zszedłeś na dół?
-Tak. Jakoś mi się udało.
-Brawo, ale następnym razem powiedz, żebym ci pomogła.
-Nie chciałem cię budzić. Tak słodko spałaś.
-Może i tak, ale ty mogłeś spaść i połamać sobie kości.
-Ale jestem cały.
-Na szczęście.
Po chwili postawił mi przed nosem talerz pełen naleśników i z kulą usiadł naprzeciw mnie. Pod wieczór usiedliśmy we trójkę w salonie. Kominek płonął, a choinka świeciła. Wzięłam swoje prezenty i podałam Elisabeth. Kiedy zobaczyła książkę, zaniemówiła i od razu zaczęła czytać. Potem Mike zobaczył swój. Potarł małe pudełeczko dłonią i spojrzał na mnie. Otworzyłam mu je. Usłyszeliśmy ciche dzwoneczki, wygrywające melodię. Odłożył pozytywkę na stolik i złapał moją dłoń.
-Teraz moja kolej- uśmiechnął się.
Wyciągnął zza pleców malutkie pudełeczko. Otworzyłam je i ujrzałam wisiorek z napisem "M&R". Michael i Rose. Wyjął go.
-Mogę?
Odwróciłam się. Zapiął mi go na szyi.
-Mike, ja nie mogę go wziąć.
-To prezent. Proszę, przyjmij go. Zrób to dla mnie.
Uśmiechnęłam się.
-Jest piękny, dziękuję.
Przytuliłam go.
-Wesołych świąt- szepnął, nie wypuszczając mnie z objęć.
-Wesołych świąt, Mike. Dziękuję, że ze mną jesteś.
-To ja dziękuję. Zawsze byłem sam w święta. Wprowadziłaś do mojego serca ciepło i nadzieję.
-Michael?
-Tak?
-Możemy pójść nad strumień?
-Oczywiście.
Wzięłam pąk róży i wyszliśmy. Szliśmy na około, żeby Mikowi było łatwiej iść z kulą. Stanęliśmy nad strumykiem. Nie był zamarznięty na szczęście. Kucnęłam i położyłam na tafli zimnej wody, pączek kwiatu.
-Wesołych świąt mamo...
Przytuliłam się do Michaela i patrzyłam, jak odpływa.
-Chciałabym, żeby tu była... Mam jej tyle rzeczy do powiedzenia...
-Współczuję ci. Pamiętaj, że zawsze masz mnie.
Spojrzałam mu w oczy.
-Wiem. I jestem ci za to wdzięczna. Ech... wracajmy już. Robi się coraz zimniej.
Złapaliśmy się za ręce i wróciliśmy do domu. Wzięłam prysznic i położyłam się obok Mika. Przytulił mnie mocno do siebie i głaskał po włosach.
-Może chciałabyś, żeby moja siostra jutro do nas wpadła?
-Siostra?
-Tak. Janet jest niedaleko i mówi, że może przyjść, jeżeli będziemy chcieli.
-Jasne. Chętnie ją poznam.
-Ona ciebie też. Ostatnio przez dwie godziny nawijała mi przez telefon, że chce cię w końcu zobaczyć, porozmawiać i czegoś się o tobie dowiedzieć. Jest bardzo przyjacielska. Łatwo się jej nie pozbędziesz.
-Chyba nie będzie takiej potrzeby.
-Mam nadzieję- zaśmiał się.
Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich miłość. Uczucie, które było dla mnie tak bardzo obce. Nareszcie mogłam go doświadczyć. Cieszyłam się, że mam kogoś bliskiego, kto może mnie podnieść na duchu. W końcu zasnęliśmy. Rano otworzyłam oczy i spojrzałam na Mika. Przyglądał mi się uważnie.
-Dlaczego się tak patrzysz?
-Bo zastanawiam się, jak to możliwe, że leżę koło anioła.
Zaśmiałam się i usiadłam na łóżku.
-Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
-To raczej niemożliwe. Rzadko się mylę.
Poszłam do łazienki, umalowałam się i odświeżyłam się, po czym wyszłam i ubrałam czarną koszulkę z wilkiem, jeansy i trampki. Weszłam potem do sypialni i, ubranemu już Michaelowi, pomogłam zejść na dół. Usiadł w salonie, a ja zrobiłam nam gorącą czekoladę. On już swoją dawno wypił, ja jeszcze kończyłam. Miałam na twarzy smugi, po napoju. Szczególnie w kącikach ust.
-Poczekaj, tylko umyję twarz- powiedziałam.
-Znam lepszy sposób.
Ujął mój podbródek i zaczął całować kąciki moich ust. Potem pogłębił pocałunek. Położyłam się na plecach, a on zawisnął nade mną, nie przerywając tej chwili.
-Słodko smakujesz- wyszeptał mi do ucha.
Ścisnęłam materiał jego koszuli na piersi i spojrzałam mu w oczy. Znowu mnie pocałował. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstaliśmy, żeby otworzyć. Zaczęłam się śmiać.
-O co chodzi?- zapytał Mike.
Miał na twarzy ślady po mojej szmince.
-Spójrz w lustro!- nie mogłam powstrzymać chichotu.
Znowu dzwonek.
-No trudno. Może najpierw jej otwórzmy?- zaproponował.
Złapał mnie za rękę i pokulał do drzwi. Stała w nich siostra Michaela - Janet. Zmierzyła go wzrokiem i odrzekła z uśmiechem:
-Przyszłam w nieodpowiednim momencie?
Mike otarł swoje usta, ubrudzone moją szminką, i odrzekł:
-Ależ skąd. Wejdź.
Janet weszła, położyła bagaże na ziemi i przywitała się ze mną.
-Janet Jackson, miło mi.
-Rose Morgan. Wzajemnie.
Chwilę później podszedł do nas Michael. Objął mnie jedną ręką w pasie i odrzekł:
-No, widzę, że się poznałyście. To może ja ci pokażę pokój, Janet. Chodź za mną.
Usiadłam sobie spokojnie na kanapie, kiedy oni szukali dla niej sypialni. Wydawała się bardzo miła. Cały dzień rozmawiałyśmy, aż nadszedł wieczór. Usnęłam w ramionach Michaela. Kiedy rano otworzyłam oczy, zobaczyłam coś bardzo interesującego...

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział III

Rano, po ubraniu szlafroku, zeszłam do kuchni. Usiadłam naprzeciw Michaela, który czytał gazetę i zapytałam:
-Jaki ty właściwie masz problem?
Spojrzał na mnie łaskawie znad gazety. Wielki Król od siedmiu boleści.
-Mój problem to Axl. Nie podoba mi się, że się z nim spotykasz.
-Myślałam, że się z tego cieszysz. Właściwie to ty nas zapoznałeś i umówiłeś.
-Tak, ale na spotkanie. A ty siedziałaś tam z nim prawie do nocy!
-No i co z tego? Jestem dorosła.
-Może pod względem wieku, ale w środku dalej jesteś dzieckiem. Kiedy zrobiło się ciemno, zacząłem zastanawiać się, czy nie zadzwonić po policję! Myślałem, czy jesteś cała i zdrowa i czy ktoś cię nie napadł!
-Axl by mnie obronił!
-Axl?! Kobieto! My tu mówimy o Axlu Rosie! To jest duże dziecko!
-Ale również i mężczyzna!
-Tak, ale nie każdy mężczyzna jest gotów, żeby stanąć w obronie kobiety!
-Wiesz co?! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! Idę z Axlem do miasta na mrożoną kawę!
Wyszłam wściekła z kuchni, ubrałam się i zadzwoniłam do wokalisty Gunsów.
-Cześć Rose.
-Cześć Axl. Masz ochotę na wypad do miasta?
-Teraz? Jasne, czemu nie.
Axl przyjechał po mnie po jakiś dwudziestu minutach. Zawiózł nas do miasta i kupiliśmy sobie mrożoną kawę.
-Coś się dzieje między tobą, a Michaelem? Chyba ostatnio nie możecie się dogadać- zapytał.
-Mamy... ciężkie chwile.
-Chodzi o mnie, prawda?
-Nie. Wcale nie.
-Właśnie, że tak. Nie sądziłem, że on może być aż tak zazdrosny. Więc pytam cię Rose: Kochasz go?
Co mam odpowiedzieć?! Kiedy jestem z Mikiem, to czuję przypływ nowej energii, jakby moje życie było zawsze radosne. Ale Axl też był dla mnie ważny. Postanowiłam wybrać jego.
-Nie. Nie kocham go. Kocham ciebie- złapałam jego dłoń.
Uśmiechnął się i delikatnie mnie pocałował. Nagle zobaczyliśmy człowieka z kamerą.
-Nie przejmuj się. To normalne- powiedział Axl.
Potem pod wieczór odwiózł mnie do domu. Cmoknęłam go w usta na pożegnanie i weszłam do mieszkania. Odświeżyłam się i w szlafroku zeszłam na dół. Pan Obrażalski siedział na kanapie i oglądał wiadomości. Nagle z telewizora usłyszałam:
-... Czy wielki muzyk Axl Rose zyskał nową miłość? Przyłapaliśmy go koło kafejki, jak całował się ze swoją nową dziewczyną. Trzeba przyznać, że był w nią zapatrzony jak w obrazek...
Michael wyłączył telewizor i wściekły spojrzał na mnie.
-Rose... Co ty zrobiłaś...?- zapytał zaciskając zęby.
-Nic.
-A co to było przed chwilą w telewizji?!- wybuchnął.
-To tylko całus.
-Całus?! Mizialiście się przed kamerami!
-No i co z tego?
-Co z tego?! Ty chyba nie wiesz o czym mówisz! Axl miał bardzo dużo dziewczyn! Wszystkie w końcu zostawiał!
-Dlaczego stawiasz go w takim złym świetle?!
-Bo się o ciebie martwię! Bo nie chcę, żebyś potem płakała po nocach i znowu zaczęła się ciąć!
-Nie bój się o to! Axl jest dobrym człowiekiem i mnie nie zostawi!
Poszłam na górę. Zasnęłam jak zwykle zła na Michaela. Przez następny miesiąc było tak samo. Ja zła, on zły i tak dalej, i tak dalej. Wychodziłam z Axlem tak często, jak on tylko mógł. Zawsze jak wracałam wieczorami, to zastawałam Mika w złym humorze. Czasem nawet dochodziło do kłótni. Pewnego wieczoru, Axl mnie zapytał:
-Masz ochotę może na spacer?
-Z chęcią.
Poszliśmy do parku. Po jakiejś godzinie spokojnego marszu, zobaczyłam bardzo znaną mi sylwetkę. Michael?! Stał tam z jakąś kobietą. Czy ja dobrze widzę?! Oni się... CAŁUJĄ?! Nagle wszystkie negatywne emocje zaczęły zbierać się we mnie jak pszczoły w ulu. Myślałam, że wybuchnę. Axl zauważył to i zapytał:
-Wszystko gra?
Spojrzałam na niego.
-Tak, jasne. Wybacz, na chwilę się... zamyśliłam.
-Myślałaś o nim, prawda?
-O kim?
-O Michaelu.
-Wcale nie.
Jednak moje spojrzenie powędrowało w tej chwili na Mika i jego towarzyszkę. Coś się we mnie zagotowało.
-Kochasz go.
-Słucham?- ponownie spojrzałam na Axla.
-Kochasz Mika. Widzę to w twoich oczach.
-Wcale nie. Kocham ciebie, a nie jego.
Przytuliłam się do niego.
-Może chodźmy już z powrotem- zaproponował.
Kiwnęłam głową i złapałam go za rękę. Axl odprowadził mnie pod drzwi, cmoknął w policzek i odjechał. Weszłam do domu. Słyszałam chichot z kuchni. Dżari siedział koło kominka. Podszedł do mnie, markotny. Kucnęłam przy nim i pogłaskałam go po głowie.
-Ona tu jest?- zapytałam tygrysa.
Prychnął.
-Czyli tak.
Kiedy byłam w połowie drogi na schody, wyszli z kuchni. Dżari szedł obok mnie.
-Michelle, to właśnie jest Rose- powiedział niechętnie Mike.
Dżari zaczął na nią warczeć.
-Dżari! Co jest z tobą?- skarcił go.
-Weź go, mam uczulenie na koty!- krzyknęła jego nowa dziewczyna.
-Chodź Dżari, nic tu po nas- oboje poszliśmy do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, opierając się o wezgłowie, kiedy tygrys ułożył się w moich nogach.
-Jeżeli chcesz, to możesz dzisiaj tu spać- powiedziałam.
Zamruczał.
-Też jej nie lubisz, co?
Warknął.
-Wredny plastik- prychnęłam.
Potem wzięłam prysznic i postanowiłam sobie coś obejrzeć w telewizji z Dżarim.
-Widzę, że randka z Axlem się nie udała, co?- usłyszałam zza pleców.
-Mylisz się. Było cudownie. Ale Dżariemu chyba zaszkodziło spotkanie z twoją nową dziewczyną. Puścił pawia trzy razy.
-Nie mam kompletnie pojęcia o co ci chodzi. Michelle jest śliczna, miła, kochana...
-Powiedz to tygrysowi, bo to on haftuje jak ją widzi.
Nie odpowiedział, tylko poszedł na górę. Po filmie, poszłam z dużym kotem do pokoju. Położył się w nogach łóżka i zasnęliśmy. Następnego dnia spotkałam się z Axlem z samego rana, ale to, czego dowiedziałam się później zburzyło mój świat...